Ostatni skok w historii USA to film oparty na powieści graficznej z 2009 roku pod tym samym tytułem. Co może wyjść z akcyjniaka, gdy za sterami mamy scenarzystę Niepamięci, Karla Gajduska, i reżysera fatalnej Uprowadzonej 3, czyli Oliviera Megatona? Da się dostrzec potencjał w futurystycznej historii, w której nikczemny rząd Stanów Zjednoczonych wyśle sygnał do umysłów swoich obywateli, kończąc wszelkie oznaki przestępczości. To prawdopodobnie jedyne, co można dobrego powiedzieć o tym projekcie – pomysł jest dobry. I nic więcej. Olivier Megaton zasłynął wśród wielbicieli kina akcji jako człowiek, którego "dzieło", Uprowadzona 3, stało się szkolnym przykładem na to, jak nie kręcić takich filmów. Jego najnowsza produkcja pod tym względem powiela wszelkie błędy: fatalną pracę kamery w wielu momentach można byłoby przeżyć, gdyby nie karygodny montaż. Megaton z jakichś przyczyn uważa, że cięcia dodają dynamiki, więc jego montażysta dokonuje tego tak często, jak tylko się da. Gdy mamy sceny akcji, są one przeważnie kręcone na oko 2-3 kamerami i w ciągu 2-3 sekund mamy przynajmniej kilka cięć zmieniających perspektywę. Podczas pościgu samochodowego na pewnym etapie historii wywołuje to ból głowy i niesmak, bo obraz zbyt szybko zmienia się i nie pozwala dostrzec pracy kaskaderów ani czerpać z tego rozrywki. To staje się  męczące. A niestety jest to najmniejszy problem, bo choć na papierze  to film akcji, samych scen pościgów, walk czy strzelanin mamy jak na lekarstwo.  Otrzymujemy zaledwie trzy-cztery króciutkie sceny. Reżyser jednak idzie krok dalej i pokazuje, że nie ma najmniejszego pomysłu, wiedzy i umiejętności potrzebnych do rzetelnego opowiadania historii. Film trwa ponad dwie godziny, a tak naprawdę nic się tutaj nie dzieje. Króluje chaotyczna narracja, nieudolność w kreowaniu postaci, które są pustymi, nudnymi i irytującymi stereotypami. Ba, nawet nie tyle, bo stereotyp przynajmniej jest jakiś, a ci bohaterowie są totalnie nijacy, puści i nieciekawi. Zwłaszcza gangster grany przez – mimo wszystko – utalentowanego Michaela Pitta, który szarżuje, non stop coś mówi i nic z tego nie wynika poza rosnącą frustracją, bo dziwaczne zachowanie jegomościa do niczego nie prowadzi. Jest szalony, a brak prowadzenia aktora, który robi, co mu wyobraźnia podsunie, jest aż za bardzo odczuwalny. Dalej jest tylko gorzej. Okazuje się, że zbyt wiele wątków tej historii nie ma najmniejszego sensu. Trudno orzec, czy to kwestia fatalnego scenariusza, czy karygodnej reżyserii, ale bardziej prawdopodobny jest miks obu przypadków. Megaton bowiem błądzi po omacku, nie znając celu opowiadanej historii. A to wielominutowe sceny seksu, a to wyjawienie szalonej miłości, która nie wynika z niczego, a to kuriozalny wątek gliniarza (Sharlto Copley), a to absurdalnie głupia scena konfrontacji Kevina z ojcem gangsterem, a to skorumpowani, brutalnie postępujący policjanci (ten wątek niewątpliwie w USA wzbudzi większą krytykę). Nie ma w tym spójności, wizji i chęci wyciągnięcia z konceptu czegokolwiek. Nawet ten tytułowy skok to kilka minut sztampy i oczywistości – ani efektowności, ani emocji. Pustka. Ostatni skok w USA przez brak ręki reżysera jest jednym z takich filmów, które nie tylko okropnie nudzą i nie są w stanie kompletnie niczego zaoferować pod kątem rozrywki, ale stają się męczące. Ponad dwie godziny błądzenia bez celu i pomysłu staje się katorgą, którą szczerze odradzam.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj