Tak długo jak Wielki Zły Pomarańczowy będzie zasiadał na tronie w Białym Domu, tak długo liberalne media będą prześcigać się w satyrze na głowę amerykańskiego państwa. Wbrew pozorom to nie jest idealna sytuacja dla miłośników żartu politycznego.
Our Cartoon President jest doskonałym przykładem na to, że co za dużo, to nie zdrowo. Niestety twórcy nie wiedzą, jak wykazać się oryginalnością i kreatywnością naśmiewając się z obiektu, który sam jest swoją niezłą parodią. Gdzieś to już widzieliśmy, gdzieś to już słyszeliśmy, można by rzec, obserwując sposób, w jaki Donald Trump przedstawiany jest w najnowszym odcinku serialu animowanego. Trzeba jednak przyznać, że widoczny jest pewien progres w stosunku do premierowego epizodu. Niektóre pomysły zaskakują pozytywnie.
W drugiej odsłonie twórcy na widelec biorą rodzinę prezydenta, a w szczególności jego syna Erica. Władca jest tak zabsorbowany samym sobą, że w ogóle nie zwraca uwagi na swoich bliskich. O ile pozostali członkowie familii poradzili sobie z tym problemem, to Eric Trump wciąż łaknie ojcowskiej miłości i aprobaty. Dołącza więc do armii sobowtórów prezydenta i staje się perfekcyjnym odbiciem swojego ojca.
Sam koncept jest tutaj dość ciekawy. Klony Trumpa przechodzą szkolenie wojskowe, aby stać się idealnym odzwierciedleniem głowy państwa. Jak powinno wjeżdżać się po ruchomych schodach? Co jeść aby zachować sylwetkę prezydenta? Jak rozmawiać z prezydentem Chin, nie znając ani jednego słowa po chińsku? Trening klonów ma kilka dobrych momentów. Szkoda, że żart najczęściej jest mało błyskotliwy i bardzo ugrzeczniony.
Stephen Colbert i pozostali naśmiewają się z Trumpa, gdzie się tylko da, ale uważają przy tym, aby nie przekroczyć granicy dobrego smaku i poprawności politycznej.
Oczywiste jest, że nie każdy musi być
Sacha Baron Cohen czy
Seth MacFarlane, ale jeśli chcemy pokusić się o oryginalność, to trzeba w pewnych segmentach po prostu „przegiąć pałę”. Twórcy
Our Cartoon President boją się tego jak ognia, choć można odnieść wrażenie, że momentami mają na to wielką ochotę. Są chwile, gdy odczuwalny jest pikantny posmak niektórych żartów, ale konsekwentnie niknie on w dominującym łagodnym sosie sztampowej i schematycznej satyry.
Finał odcinka zawiera konkluzję, w której ojciec i syn po zrozumieniu swoich błędów, w nostalgicznym uniesieniu rzucają się sobie w ramiona. Już nigdy nie będę się starał zostać kochającym ojcem, dopóki nie będę widział w tym korzyści - wyznaje Donald Trump. Już nigdy nie będę próbował ci zaimponować, tato - odpowiada Eric. Dość jasne i klarowne przesłanie dla oglądających. Puenta jest nam wykładana jak kawa na ławę, w każdym możliwym momencie. Już więcej ukrytych smaczków, nieoczywistych niuansów i pikantnych dwuznaczności jest w bajkach Pixara i Disneya.
Donald Trump w
Our Cartoon President ogólnie bardzo przypomina siebie. Odwzorowanie sylwetki przywódcy, uwypuklające przy tym jego wady, wyszło twórcom poprawnie. To jednak połowa sukcesu. Chcąc robić pełnoprawny serial, trzeba skupić się na postaciach drugoplanowych i dopracować fabułę, tak aby nie trąciła myszką. Omawiany odcinek ma dobry koncept, jednak nic poza tym. Cieszy jednak, że twórcy starają się kombinować i eksperymentować, nawet jeśli nie przekraczają o milimetr granicy poprawności politycznej. Trzeba też popracować nad jakością dowcipu, bo współczesna satyra polityczna jest dużo bardziej błyskotliwa, od tego co prezentuje
Our Cartoon President. Nawet na naszym rodzimym podwórku.
Robert Górski pokazał, jak to powinno się to robić z klasą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h