Drugi, po The Walking Dead, serial na podstawie komiksu Roberta Kirkmana ma olbrzymią szansę być większym hitem niż niezwykle popularny poprzednik. Głównie dlatego, że jest wierny świetnemu materiałowi źródłowemu. Oceniamy bez spoilerów!
Dziwna sprawa: pilotowy odcinek serialu Outcast widziałem już ponad pół roku temu, ale ze względu na embargo na recenzje nie mogłem go jednak ocenić. Dlaczego? Otóż okazało się, że w ciągu tych kilku miesięcy został on przemontowany i epizod, który pokazano właśnie dziennikarzom w Polsce, jest inny. Co zmieniono? Wycięto sporo scen, przez co pilot jest krótszy i bardziej skoncentrowany na wątku pojedynczego opętania – w pierwotnej wersji już w tym odcinku wprowadzono pewną istotną postać i zasygnalizowano kolejną sprawę, którą zajmą się główni bohaterowie.
Skąd te zmiany? Trudno ocenić – może Fox wsłuchał się w opinie dziennikarzy po pierwszych pokazach? W zasadzie zmiany A Darkness Surrounds Him się przesłużyły. Może jednak po prostu postanowiono być w jeszcze większym stopniu wiernym komiksowemu oryginałowi? Jeżeli zajrzycie do Outcast ze scenariuszem Roberta Kirkmana i rysunkami Paula Azacety (w Polsce się nie ukazał), zauważycie, że pierwszy odcinek serialu to ekranizacja niemalże w stopniu 1:1. Oczywiście zmiany są, choćby pierwsza, wyjątkowo mocna scena z chłopcem i robakiem to coś dodanego, jednak twórcy serialu plansze komiksu potraktowali niemalże jako storyboardy, sposobem montażu naśladując nawet nierzadko komiksowe przeskoki między kolejnymi wątkami. Również dialogi w dużej mierze przepisano z dymków kropka w kropkę.
No url
Pilot był wierny pierwszemu tomowi komiksu także w pierwotnej wersji, przed zmianami, jednak odcinek, który widziałem w ubiegłym roku, wybiegał bardziej w przód, jeżeli chodzi o fabułę, i pokazywał nam większą skalę wydarzeń. Wersja ostateczna jest kameralna. I dobrze, bo lepiej wprowadza postać Kyle’a Barnesa – człowieka złamanego przez życie, wegetującego w ramach pokuty za rodzinną tragedię, której nawet nie był winien. Kyle jest niezwykle skomplikowany, ma przeszłość, swoje własne demony, oprócz tych realnych, które opętują innych i zdają się na niego polować. Zarówno komiks, jak i serial śledzi się właśnie dla tego bohatera, tak innego od standardowych filmowych czy telewizyjnych herosów.
Jeżeli pierwsze zeszyty The Walking Dead były chwalone za warstwę obyczajową i nadanie historii o zombie bardziej ludzkiego i realistycznego charakteru, to Outcast zasługuje na tym polu na jeszcze więcej pochwał, bo Kirkman robi to tu po prostu lepiej, tyle że tym razem żywe trupy są zastąpione przez ludzi zniewolonych przez demoniczne byty.
Kyle nie jest sam, bo w walce z opętaniami towarzyszy mu wielebny Anderson – kolejny unikat, duchowny łączący w sobie luz stałego bywalca barów z niezwykłą wiarą i autentyczną dobrocią, skrytą jednak za dymem wypalanych hurtowo papierosów i szorstką powierzchownością. Postać nieco kontrowersyjna, ale też bohater, który z miejsca zjednuje sobie widzów.
Od kontrowersji zresztą Outcast uciekać raczej nie będzie. Nie chodzi tu tylko o kopcącego jak lokomotywa, klnącego i rżnącego w karty duchownego, ale zwłaszcza o sceny przemocy, ilość krwi i przede wszystkim w odcinku pilotowym – to, co dzieje się z opętanym chłopcem. Bywa makabrycznie, trzeba przyznać, zwłaszcza ze względu na sceny z dzieckiem, nawet jak na telewizyjne standardy bardzo mocne. Chyba jednak nie ma co się obawiać, że osoby o słabszych nerwach będą zakrywać oczy czy odchodzić od telewizorów.
Outcast zalicza więc świetne otwarcie. Nieco efekciarskie i świadomie próbujące wzbudzać kontrowersje, to trzeba przyznać, ale trudno nie dostrzec pod tym wszystkim naprawdę dobrze skrojonych bohaterów, autentycznych dramatów i mrocznej atmosfery, budowanej nie tylko przez starcia z demonami i opętanymi, ale przez wspomnienia koszmaru, jakim dotychczas było życie Kyle’a – to niezwykła i niezwykle tragiczna postać. Jeżeli twórcy będą wciąż umiejętnie wyważać proporcje między scenami efektownymi a rozbudowującymi postacie, ten serial może stać się nowym przebojem.