Poznajcie ciotkę Jocastę. Daleka krewna Jamiego to kobieta, która twardą ręką kieruje wielką plantacją na amerykańskim Południu. Mimo że już dawno temu straciła wzrok, to bez problemu zarządza swoimi pracownikami i ponad setką niewolników. Ma dość tradycyjny (żeby nie powiedzieć konserwatywny) światopogląd, ale z otwartymi ramionami przyjmuje pod swój dach Jamiego i Claire. Jocasta, mimo że niewidoma, jest świetną obserwatorką i ma wielki talent polityczny. Po krótkim zastanowieniu postanawia uczynić swoim dziedzicem młodego Frasera. Wkrótce jednak okazuje się, że jej poglądy na temat niewolnictwa nie współgrają ze spojrzeniem na świat Claire. Iskra niezgody szybko przemienia się w płomień mogący strawić całą plantację. Czy aby ciotka Jocasta nie założyła sobie sama pętli na szyję? Maria Doyle Kennedy wcielająca się w Jocastę, w najnowszej odsłonie Outlandera, to niewątpliwa gwiazda odcinka. Nie dość, że wnosi do opowieści wielką jakość aktorską, to jeszcze jej postać jest bardzo ciekawa i nieoczywista. Z jednej strony dobra ciotka, miła kobieta i życzliwa krewna. Z drugiej, jest ona tak głęboko zakorzeniona w amerykańskiej tradycji, że zerwanie z tak paskudnymi praktykami jak niewolnictwo wydaje się ponad jej siły. Abstrahując od tego, że ówczesna amerykańska gospodarka opierała się na niewolnictwie, Jocasta nie potrafi zaakceptować światopoglądu swoich krewnych zarówno pod względem moralnym, jak i ideowym. Pojawia się tutaj ciekawa sytuacja, niezbyt często eksplorowana w masowych fabularnych opowieściach. Otóż sympatyczna postać, której nie da się nie lubić, przez swoje przekonania traci cały urok. Jej reakcje w poszczególnych momentach mogą nawet bulwersować. W związku z tym, że przez pierwsze minuty odcinka twórcy budowali tę bohaterkę jako dobrą osobę, oddziałuje to jeszcze mocniej. Z pewnością Jocasta z czasem się nawróci i podobnie jak cała Ameryka wejdzie na właściwą drogę, ale na tę chwilę jej zachowanie, mimo że odrzucające, intryguje przewrotnością. Dzięki temu cały wątek rasizmu i niewolnictwa nie sprawia wrażenia ogranego i oklepanego. Mimo że to chyba jeden z najczęściej eksploatowanych motywów we współczesnej amerykańskiej popkulturze, Outlander finezyjnie radzi sobie z odtwórczością. Nie dość, że pozytywna bohaterka okazuje się zatwardziałą zwolenniczką niewolnictwa, to jeszcze główni bohaterowie przegrywają i młody czarnoskóry chłopak zostaje zabity. Claire i Jamie nie będą mieli światopoglądowo łatwo w Ameryce i na tej płaszczyźnie rozegra się największa bitwa tego sezonu. Nie dość, że teraz na tapecie mamy temat niewolnictwa, to już na progu czekają Indianie. Cywilizowani Fraserowie będą mieli ręce pełne roboty, uczłowieczając amerykańskich osadników. Tematy rasowe dominują drugi odcinek bieżącego sezonu Outlandera. Pozostałe wątki schodzą na dalszy plan, ale to nie znaczy że nie dane nam jest podziwiać pięknej amerykańskiej natury. Rezydencja Jocasty robi wielkie wrażenie, podobnie jak wspaniałe krajobrazy otaczające plantację. Szkoda tylko, że nie było dane nam zobaczyć skunksa, który tak napędził stracha Ianowi. Outlander z sezonu na sezon wygląda coraz ładniej. Widzowie zniechęceni do serialu przez nagromadzenie wątków romantycznych, powinni zweryfikować swoją opinię. Nie dość, że romansu w bieżącym sezonie jest jak na lekarstwo, to jeszcze oprawa audiowizualna i krajobrazy prezentują się tak dobrze, że aż chce się tym wszystkim delektować. Kierunek fabularny Outlandera nie zaskakuje, ale poszczególne rozwiązania już tak. Przed premierą serii wiedzieliśmy, które tematy będzie poruszać opowieść, ale sposób, w jaki to robi, jest wielce zadowalający. Drugi odcinek ogląda się dobrze pod każdym względem. Jest on napisany i wyreżyserowany jak należy – praktycznie nie ma do czego się tu przyczepić. Oby tak dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj