Historia zaprezentowana w Pajęczynie dobiega końca. Nie był to serial trzymający za gardło, ale ostatnie odcinki wypadły znacznie lepiej od przeciągniętych epizodów z początku sezonu. Scenarzyści poradzili sobie z nagromadzeniem wątków. Żadna z postaci nie została pominięta. Możemy oczywiście spierać się o samą jakość i sposób prowadzenia historii, ale nie było potrzeby dopowiadania sobie zakończeń. Warto to docenić, bo opowieści potrzebowały wyraźnego postawienia kropki.
Historia nabrała rozpędu po małym przeskoku czasowym w akcji dziejącej się w przeszłości, kiedy to na mocy amnestii Stanisław Wanio wyszedł z więzienia i tym samym jego postać zaczęła lepiej łączyć się z przeszłością. Bohater wypada znacznie lepiej nie tylko dzięki kreacji Eryka Lubosa, ale też ze względu na systematyczne wiązanie ze sobą pozostałych wątków. Kornelia (Joanna Kulig) mogła jak po sznurku podążać za kolejnymi tropami. Akcja serialu - jak nigdy dotąd - świetnie wypadała po zestawieniu dwóch linii czasowych.
W dwóch ostatnich odcinkach mocniej też udało się zaakcentować gatunkową stronę tej produkcji. Położono nacisk na szybsze tempo i podtrzymanie napięcia. Wcześniej bardzo często akcja odcinków była rozwleczona - i chociaż mogliśmy spodziewać się, że pewne niedopowiedzenia ostatecznie zostaną wyjaśnione, to jednak nie udawało się pobudzić ciekawości tym, co ostatecznie zostało całkiem sprawnie przygotowane. Do rozwiązania tajemnic prowadziła droga obrana przez Kornelię i nie zawsze było to w równym stopniu pasjonujące, ocierało się niekiedy o pastisz. Jej działania wyglądały jak ruchy wykonywane przez postać z komiksu o niezwykłej umiejętności zapamiętywania twarzy i szczegółów z przeszłości. To ostatecznie naprowadza ją na Artema i dochodzi do konfrontacji. Postać Rafała Mohra jest tylko dodatkiem do prawdziwie złej Mai, co nie było już tak oczywiste.
Fabuła od tamtego miejsca działa trochę pretekstowo, zwłaszcza kiedy do akcji wchodzi Ewa Wolańska - nie dziwią takie pomysły w ramach obranej konwencji. Jestem za to rozczarowany zakończeniem wątku Tadeusza Mroza, bo jednak początkowe odcinki dawały sugestie do nieco innego rozwiązania jego sprawy, ale nie można przy tym odmówić twórcom chęci zaskakiwania widzów. To samo tyczy się samego finału, bo chociaż nie było trudno odgadnąć, kto za tym wszystkim stoi, to jednak dostaliśmy mocne zakończenie.
W prezentowanej przez siedem odcinków zawiłej intrydze pojawiło się sporo tajemnic. Wcale nie najgorszą decyzją było przypomnienie i rozwinięcie kilku scen, które były kluczowe w poprzednich epizodach. Może za niepotrzebnie wyłożono wszystkie karty na stół, ale nie ma chociaż niedopowiedzeń. W samej Pajęczynie było jeszcze sporo materiału do rozwinięcia - np. relacja Kornelii z synem Marcinem czy postać Janiny Pastuszek reprezentującej funkcjonariuszy, którzy raczej zawodzili przy całym tym śledztwie. Finalnie mamy do czynienia z serialem solidnym na każdej płaszczyźnie, bez większych rewelacji, z kilkoma bardzo dobrymi momentami pomagającymi w dobrnięciu do końca.