Pam & Tommy to serial inspirowany prawdziwą historią, więc w jakimś stopniu mamy do czynienia z niekonwencjonalną biografią, a ściślej z głośnym wycinkiem z życia Pameli Anderson i Tommy'ego Lee. Choć sami zainteresowani nie mają żadnego związku z serialem, twórcy nie przedstawiają ich w złym świetle. Ich podejście jest rzetelne, podparte dobrą analizą faktów. Co więcej - jest ważnym punktem dla zrozumienia tego, kim Pamela i Tommy są jako ludzie. Biorąc pod uwagę to, co wiemy o nich, ich relacji oraz skandalu z sekstaśmą (pierwsze wiralowe wideo w historii), to, co widzimy na ekranie, przekonuje w pełni i pozwala uwierzyć w nich jako postacie, ale też umożliwia głębsze zrozumienie ich jako prawdziwych ludzi. Przez lata panowało przekonanie, że cała sytuacja z sekstaśmą to ich sprawka, co nie jest prawdą - to oni stali się ofiarami. To też jest dość istotnym wątkiem, który nadaje serialowi charakter. Pierwszy trzy odcinki dobrze spełniają rolę wprowadzenia do tego, co będzie kwintesencją historii, czyli zmagania się z sytuacją po tym, jak sekstaśma będzie już ogólnie dostępna. Twórcy stawiają więc pod to fundament, przedstawiając bohaterów. Co ciekawe, ani postać grana przez Setha Rogena, który wykrada taśmę, nie jest do końca czarnym charakterem, ani Tommy Lee, będący niejako przyczyną tego napadu, nie jest stricte dobry. Udaje się zbudować postacie w pełni ludzkie, wyraziste, charakterne, z wadami oraz zaletami. To nie jest taki serial, który poprzez dramatyzację prawdziwych wydarzeń stara się oceniać kogoś. Jasne, na pewno są tutaj rzeczy fikcyjne, bo w tym przypadku inaczej się nie da, ale wciąż dużo istotnych faktów odpowiada rzeczywistości.
fot. Hulu
+9 więcej
Co najważniejsze, nikt tutaj nie wychodzi z założenia, że współczesny widz doskonale wie, kim są Pamela Anderson i Tommy Lee. Powiedzmy sobie szczerze, największy rozgłos mają dawno za sobą, a wielu młodszych widzów może nie mieć o nich zielonego pojęcia. Dlatego też tak ważne jest w Pam & Tommy podejście do przedstawienia tych bohaterów, czemu najbardziej służy 2. odcinek. To w nim widzimy, jak się poznają, jak zakochują i jak - w swoim szalonym stylu znanym z nagłówków gazet w latach 90. - spontanicznie biorą ślub, praktycznie siebie nie znając. To pozwala jeszcze bardziej ich zrozumieć jako bohaterów i też nawiązać z nimi jakąś emocjonalną relację, by dać się zaangażować w momencie, gdy dojdzie do drastycznego ataku na ich prywatność. Jednocześnie jednak 2. odcinek ma swoje problemy narracyjne: twórcy podjęli różne decyzje, które za bardzo zwalniają tempo i troszkę nudzą. Niektóre momenty tego odcinka można było wyciąć bez straty dla zrozumienia i odbioru.  Scena z animatronicznym penisem to najdziwniejsze, co zobaczycie! Penis wmawia Tommy'emu, że nie powinien być z Pamelą Anderson. Zdziwicie się, gdy dostrzeżecie komiczne ruchy penisowej kukiełki, która dyskutuje ze swoim szefem. Pam & Tommy ma wiele takich specyficznych motywów, ale nawet w tym całym absurdzie nikt nie popada w jakieś skrajności. Konwencja jest tak nietuzinkowa, że łączy absurd z opowiadaniem na serio. Dlatego nawet w tę scenę możemy uwierzyć - nie tylko dlatego, że prawdziwy Tommy prowadził głębokie dyskusje ze swoim członkiem (co potwierdził w książce o sobie). Twórcy byli w stanie pokazać to tak wiarygodnie, że to aż niemożliwe.  Craig Gilespie, twórca i reżyser tego serialu, ma dość specyficzny styl. Gdy zobaczycie, jak prowadzi kamerę, jak żongluje motywami i jak wykorzystuje retrospekcje, od razu nasuną Wam się skojarzenia z jego ostatnimi hitami - Cruella i Ja, Tonya. Takim sposobem Pam & Tommy staje się odpowiednikiem serialowego kina autorskiego, w którym obserwujemy koherentną wizję, skrupulatnie rozwijaną do ustalonego celu. Reżyser doskonale wyczuwa równowagę pomiędzy wspomnianym absurdem i powagą, jednocześnie pokazuje, że można bawić bez popadania w przesadę. Tak, Pam & Tommy często jest serialem śmiesznym, ale najlepiej bawią w nim rzeczy najbardziej prawdopodobne, co jest chyba wielkim sukcesem podejścia Gilespiego. Czasem więc ogląda się to jak dobrą biografię, czasem trochę jak szaloną komedię, a czasem jak coś w niemal gangsterskim klimacie kina absurdu (poszukiwanie inwestora do wypuszczenia sekstaśmy). To sprawia, że całość angażuje, wciąga i tak naprawdę buduje ciągłe zainteresowanie proponowaną historią.  Największym sukcesem Gilespiego jest jednak praca z aktorami. Gdyby Pam & Tommy był filmem kinowym, mówilibyśmy o Sebastianie Stanie i Lily James jako o faworytach do Oscarów. Ich role są perfekcyjnie dopracowane. Jeśli porównacie sobie zachowania postaci z ich prawdziwymi odpowiednikami, możecie czuć się zaskoczeni, jaką pracę wykonał duet aktorów. Najdrobniejsze manieryzmy, subtelne niuanse i inne zachowania odwzorowują w bardzo dokładny sposób. Czasem można zapomnieć, że na ekranie widzimy aktorów. I nie chodzi tylko o nadzwyczajną pracę charakteryzatorów, ale o kompletne zanurzenie się w rolach. Gesty, głos, mimika, najdrobniejsze szczególiki budują wrażenie, jakbyśmy oglądali prawdziwą Pamelę i Tommy'ego. W jego przypadku nawet udało się pokazać, jak gra na perkusji w identyczny sposób, co prawdziwy Lee. Twórcom udało się też świetnie pokazać Pamelę Anderson jako kogoś więcej - nie tylko piękną modelkę Playboya i aspirującą aktorkę. Cały wątek Słonecznego patrolu i ambicji Pameli do bycia aktorką, a nie obiektem westchnień widzów, udowadnia, że branża w tych czasach traktowała ją w okrutny sposób. Bohaterka stara się wyzwolić z okowów tego wizerunku i stać się kimś cenionym za coś więcej niż wygląd (pada ciekawe porównanie do Jane Fondy).  Choć jak wiemy, ostatecznie nie udało się osiągnąć tych celów, ten wątek staje się mocną zapowiedzią tego, co będzie w kolejnych odcinkach. Jej reakcja po wycieku sekstaśmy może jeszcze bardziej pogłębić zrozumienie prawdziwej Pameli i pokazać ją w jeszcze bardziej interesującym świetle. Pam & Tommy nie jest serialem dla każdego. Jego specyficzność do jednych nie trafi, a innych po prostu zachwyci. Craig Gilespie zrobił coś nadzwyczaj dobrego, nietuzinkowego i wartego uwagi. Z aktorstwem na tak wybitnym poziomie, że można zapomnieć, kto tak naprawdę gra Pamelę Anderson i Tommy'ego Lee. Warto obejrzeć tę produkcję choćby dla nich.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj