Pamiętniki wampirów ("The Vampire Diaries") w dużej mierze skupiają się na związku Damona (Ian Somerhalder) i Eleny (Nina Dobrev). I to jest dla mnie dość zastanawiające, bo ostatnio wszelkie tego typu wątki były prowadzone tragicznie - wspomnijmy tylko, jak Elena zmieniła Stefana na Damona czy cały motyw z Silasem, który tak bardzo osłabił jakość poprzedniej serii. To, co teraz prezentują Pamiętniki wampirów, stoi na co najmniej poprawnym poziomie - nikt tutaj się nie spieszy, reakcje obojga są wiarygodne, w miarę naturalne i przekonujące. Wydaje się, że gdyby wykorzystać sposób tworzenia poprzednich 2 sezonów, Elena odzyskałaby pamięć w 5 minut i byłoby po sprawie, a tak - idzie to w inną stronę. Jest to banalne, infantylne, ale da się oglądać - jakoś nic w tym wątku szczególnie nie działa mi na nerwy. No, może jedna rzecz: nadal brakuje mi twardego, bezuczuciowego Damona z 1. sezonu.
7. odcinek pokazał widzom, że twórcy nie wiedzą, kiedy mają w rękawie jakiegoś asa. Wrażenie tego tworzył Colin Ferguson w roli łowcy wampirów z Mystic Falls. Aktor jakoś wpasował się w konwencję, kreując postać ciekawszą niż wiele mdłych i niewyrazistych antagonistów z poprzednich sezonów. Dlaczego więc zdecydowano się go zabić? Fajnie, że Enzo przejmuje rolę starego Damona, ale pozbycie się Fergusona nie jest korzystne dla Pamiętników wampirów.
[video-browser playlist="632758" suggest=""]
Kiedy 8. odcinek wyjawia widzom całą prawdę o Kaiu i reszcie osób z Gemini, razi straszliwy brak kreatywności i wtórność. Szaleniec, wyrzutek gnębiony przez złego ojca, do tego pragnący władzy i niesympatyczny dla rodzeństwa? Widzimy tutaj bardzo nieudane odtwarzanie schematu rodziny Pierwotnych z przeniesieniem na rodzinę czarowników. Problem w tym, że poza samym brakiem świeżych pomysłów nie powtarza się tutaj dobry casting, który stał za sukcesem rodziny wampirów. Kai jest mdły, irytujący i nie ma charyzmy Klausa, a Jocelyn sprawia wrażenie, jakby była z kompletnie innej bajki. Wciśnięcie jeszcze do tego cierpiętniczej miny Bonnie i dziwacznego motywu z porzuceniem magii (skoro to takie naturalne dla każdego, czemu kilka sezonów temu Bonnie nie skorzystała, gdy miała problem z kontrolą? Brak konsekwencji i przemyślenia) sprawia, że to wszystko przywdziewa szaty absurdu i nieumyślnego komizmu. Nie zapominajmy też o tym, że oczywiście znów wszystkie nowe postacie musiały ujawnić swoje rodzinne koneksje, bo w Pamiętnikach wampirów nie może być inaczej. Gdyby to przemyślano, dopracowano i przede wszystkim dobrze przygotowano, może wrażenie byłoby lepsze, a tak mogę zareagować na to jedynie obojętnym wzruszeniem ramionami.
Najgorszy w tym wszystkim jest wątek Caroline i Stefana. Byli przyjaciółmi i powinni nimi pozostać. Dlaczego scenarzyści uparli się, żeby wcisnąć tutaj uczucie, na które nie powinno znaleźć się miejsce? Chociaż na razie Stefan broni się zażarcie, raczej możemy być pewni, że w końcu bohaterowie będą razem. Jak tak dalej pójdzie, to na romans ze Stefanem lub Damonem może czekać jeszcze Bonnie, ewentualnie Matt.
Czytaj także: Paul Wesley w filmie science fiction
Nie przeczę, że 6. sezon Pamiętników wampirów ogląda się przyjemnie, bo potrafi nie nudzić, a nawet rozbawić (choć czasem niezamierzenie...), więc jakaś frajda jest. Jednak poziom raczej już nigdy nie wzrośnie, a niektóre pomysły (lub ich brak, jak w przypadku Kaia i rodziny) wołają o pomstę do nieba. Chyba czas pomyśleć o zakończeniu tej opowieści.