Epizod rozpoczyna się niemal identyczną sceną jak pilot serialu. Nie jest to przypadek, ponieważ twórcy wielokrotnie w wywiadach zapowiadali, że w tym sezonie zobaczymy sporo scen z poprzednich serii jako swego rodzaju uhonorowanie. Podobnie sprawa się ma z tytułami odcinków, które zaczerpnięte będą z kwestii wypowiadanych przez postaci w przeciągu tych 7 lat. Tym sposobem pierwszy rozdział ósmego sezonu mianowany został tytułem Hello Brother, co odnosi się do słów Damona podczas jego pierwszego spotkania ze Stefanem w pilotowym epizodzie. Jest to bardzo ciekawe zagranie i pozwala na podróż do przeszłości, do najlepszych chwil tego serialu. Jak jednak prezentuje się sama fabuła? Wiele się nie zmieniło względem poprzedniej serii. Stefan i Bonnie starają się odnaleźć Damona i Enzo, lecz bezskutecznie. Caroline z całych sił ich dopinguje, a Alaric przejął Armory i bada tajemnice ośrodka. Z tych elementów można było już ułożyć coś sensownego i w miarę interesującego, aczkolwiek twórcom chyba nie na tym zależy. Ważnym natomiast elementem, stale zaznaczanym, jest związek Caroline i Stefana. Swoją drogą stanowi on najsłabszy punkt odcinka. Jest to prawdopodobnie najgorszy związek jaki powstał na przestrzeni tych wszystkich sezonów, a sama blond wampirzyca z jednej z najciekawszych postaci przeobraziła się w tę najbardziej irytującą. (To chyba już jakiś trend w stacji CW, że blondynki z fajnych postaci przechodzą w tragiczne) Dochodzi do tego jeszcze jej trudna sytuacja z Alariciem i pozostałe aspekty jakby nie mają znaczenia. Same poszukiwania odbywają się bez większych niespodzianek i wszystko rozwija się raczej w przewidywalny sposób, lecz ogląda się to przyjemnie. Myślałem, że twórcy zdecydują się przetrzymać widzów w niewiedzy przez kilka odcinków, jednak postanowili ujawnić tożsamość głównego złego już w pierwszym. Rozwiązanie jednakże nie szokuje i nie powoduje wielkiego „wow”. Zapowiadano „największe, ostateczne zło”, ale póki co jest bez fajerwerków. Samo przedstawienie postaci wypada bardzo klimatycznie i ciekawie.  Aczkolwiek scenarzyści zdążyli przyzwyczaić nas do braku odpowiedniego prowadzenia antagonistów od czasów Klausa. Ostatni sezon zobowiązuje, więc miejmy nadzieję, że tym razem dostaniemy coś naprawdę interesującego. Najlepiej wypada postać Bonnie, która w finale poprzedniego sezonu straciła wszystko. Jej moce nigdy nie wróciły, a dodatkowo zniknęła jej miłość i jej najlepszy przyjaciel. Pozostając bez niczego, nie poddała się jednak i cały czas walczyła. Wyniszczona od środka i przepełniona bólem musi zmierzyć się z przeciwnościami bez swoich magicznych mocy, co może okazać się interesującym wątkiem. W przypadku Stefana i jego próby odzyskania brata nie działa to tak jak w przypadku panny Bennett z tego względu, że widzieliśmy to już naprawdę wiele razy, tylko zawsze w odrobinę innej formie. Tym razem jest dokładnie tak samo, kiedy to Damon ma kłopoty, a młodszy z braci Salvatore musi go ratować. ‌‌The Vampire Diaries powracają w ostatnim sezonie, serwując znośny odcinek. Nadal ogromna przepaść dzieli poziom początkowych sezonów z obecnym, jednakże jest lepiej niż w finale poprzedniej serii. Dużo miejsca poświęca się na wątki miłosne, zamiast skupić się na istotnych rzeczach. Sam zarys fabuły na ostatni rozdział tej historii jest interesujący i posiada ogromny potencjał, ale jak wiemy, marnowanie potencjału to specjalność tej produkcji. Nie brak również głupich zagrań w scenariuszu, które niezmiernie rażą. Powrót Kevina Williamsona, głównego scenarzysty pierwszych sezonów, może wyjść serialowi na dobre i może choć trochę przybliżyć go do poziomu z pierwszych lat w tej finalnej podróży. Bądźmy dobrej myśli i miejmy nadzieję, że dostaniemy szalenie intrygujące, pełne emocji, wzruszające zakończenie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj