Trzeci odcinek finałowego sezonu obniża loty w porównaniu do epizodu z poprzedniego tygodnia poprzez powielanie schematów z zeszłych serii i absurdalne decyzje bohaterów, a chyba nie o to tu chodziło. Sezon ten miał być uhonorowaniem wszystkich poprzednich.
Epizod rozpoczyna się tym, co zwiastowała końcówka poprzedniego, czyli przymiarkami do ślubu Caroline i Stefana. Pełna euforia wampirzycy o blond włosach i Pani Bennett, której nagła przemiana jest mało wiarygodna, a występująca w obliczu mierzenia się z zagrożeniem ze strony Syreny, jest co najmniej głupia. Na szczęście sytuację ratuje Damon, który bardzo szybko oddala weselne plany przyjaciółek.
Cały odcinek koncentrował się ponownie na próbie uratowania Enzo i starszego z braci Salvatore, choć tym razem starano się uchronić ich przed pozabijaniem się nawzajem. Sybil w końcu zaczęła działać, aczkolwiek jej motywy nadal pozostają nieznane. Oby twórcy mieli tutaj naprawdę ciekawy pomysł, bo potencjał jest duży. Obawiam się jednak, że może ona zostać spłycona do poziomu większości antagonistów w tym serialu i jej motywy będą opierały się na zasadzie tego, że jest zła, bo tak. Póki co jej misja nie napawa optymizmem.
Chociaż pobudki, którymi kieruje się główna antagonistka pozostają tajemnicą, to sama postać jest kreowana w prawidłowy sposób. Ogląda się ją bardzo dobrze, potrafi wzbudzić zainteresowanie i nie irytuje, choć i tutaj nie ustrzeżono się nielogicznych zagrań w scenariuszu. Duża zasługa leży po stronie aktorki Nathalie Kelley, która portretuje Sybil. Zobaczymy, jak rozwinie się to w kolejnych odcinkach i czy w twórcach drzemie jeszcze siła na wykorzystywanie potencjału.
Trochę zmarnowany wydaje się być wątek Alarica. Pojawia się on na ekranie stosunkowo mało, będąc obecnie jedną z lepszych postaci. W tym odcinku często towarzyszy mu Stefan, który musiał się upewnić, czy nie ma on nic przeciwko zaręczynom młodszego z braci Salvatore z Caroline. Pan Saltzman ponownie stara się odnaleźć jakiś sposób na pokonanie przeciwnika, z jakim mierzyć muszą się jego przyjaciele. Jednocześnie musi stawić czoła dociekliwej asystentce.
Starcie pomiędzy Damonem a Enzo jest zrealizowane dobrze i ogląda się je z przyjemnością. Sekwencje walk są dopracowane i rozpisane w ciekawy sposób. Najbardziej jednak boli kulminacyjny punkt potyczki, który razi sztucznością i brakiem pomysłu. Pokonanie i uwięzienie Syreny przychodzi bohaterom zdecydowanie zbyt szybko. Jak na osobowość, która ma kilka tysięcy lat, czy nawet i więcej, jest bardzo nieostrożna i można by rzec mało inteligentna. Psuje to trochę jej wizerunek, ale widocznie uznano to za najlepsze wyjście do rozwoju kolejnych wydarzeń.
Kolejnym słabym elementem w tym odcinku, jak i w poprzednim, jest fakt powrotu znanych nam postaci. W drugim epizodzie ponownie pojawiła się Sara Salvatore, której żywot szybko został zakończony. Tym razem był to ktoś bardziej znaczący, choć z życiem pożegnał się równie szybko. Twórcy chyba koniecznie chcą podomykać wątki wszystkich postaci, które poznaliśmy na przestrzeni tych siedmiu sezonów, jednak zabijanie każdego z nich to nie najlepsze rozwiązanie. Drugim powodem może być chęć nadrobienia ilości zgonów w gronie bohaterów, tylko że w ostatnim sezonie nie ma to odpowiedniego wydźwięku.
Wydawać by się mogło, że w finalnym sezonie
The Vampire Diaries będą raczyć widzów dobrze przemyślaną i rozpisaną historią, która na nowo podbije serca fanów. Nic bardziej mylnego. Od dna bardzo ciężko jest się odbić, zwłaszcza, gdy spędziło się na nim sporo czasu. Do poziomu z lat świetności brakuje jeszcze bardzo wiele i raczej nie uda się go osiągnąć przed końcem serialu. Ten odcinek udowadnia tylko, że to już najwyższy czas kończyć to przedstawienie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h