W epizodzie tym niewiele jest zalet. Na czele pozytywnych elementów stoją Stefan oraz Sybil. Młodszy z braci Salvatore w swojej nowej odsłonie czuje się znacznie lepiej i wprowadza sporą dozę świeżości. Jego ekranowe poczynania może nie zaskakują, ale ogląda się to z przyjemnością, a już na pewno znacznie lepiej niż miłosne pogadanki między nim a Caroline. Syrenia bohaterka natomiast niezmiennie prezentuje się atrakcyjnie na ekranie. Jej ukryte działania wyszły na jaw, ale to ani trochę nie odbiera jej uroku. Potrafi wzbudzić zainteresowanie wychodząc poza ramy przeciętności, a sceny z jej udziałem posiadają dodatkowe walory. Całkiem sprawnie zrealizowany został wątek Bonnie i Enzo. Powrócili oni z wycieczki do Paryża odmienieni. Ich związek staje się coraz bardziej zaawansowany, przez co Lorenzo wychodzi w stronę panny Bennett z pewną propozycją. Tutaj udało się uchwycić odpowiednie emocje i ukazać to we frapujący sposób. Szczególnie samą Bonnie, która niemal od samego początku nienawidziła wampirów i mocno cierpiała przez ich działania. Tutaj jednak byłaby gotowa do spędzenia wieczności z ukochanym. To pokazuje, jaką drogę przebyła ta bohaterka i jakie zmiany w niej zaszły. Twórcy jednakże poszli o krok dalej i zasugerowali całkowicie inny obrót spraw, co może interesująco rozwinąć się w najbliższym czasie. Na innych płaszczyznach niestety nie jest zbyt dobrze. Damon w tym epizodzie pogrążony jest w swoich miłosnych rozterkach. Od początku sezonu był on kontrolowany przez Sybil i teraz, gdy wydawało mu się, iż zyskał odrobinę autonomii, rzeczywistość bardzo szybko to koryguje. I choć mogłoby się wydawać, że po uodpornieniu się na syreni wpływ starszy z braci Salvatore powróci w nowej, ciekawszej formie, to niestety popada on ze skrajności w skrajność, a my zamiast dostać wersję tego bohatera, która mogłaby nas zaciekawić, dostajemy tego najgorszego Demona, któremu w głowie tylko Elena. Końcówka odcinka sugeruje raczej brak poprawy w kolejnej odsłonie, a więc można założyć, że nic ciekawego nie uda się już wyciągnąć w tej postaci. Ósmy, finałowy sezon miał stanowić uhonorowanie tych poprzednich i w wielu miejscach nawiązywać do tego, co już wcześniej widzieliśmy. Niestety scenarzyści wzięli sobie to do serca aż za bardzo, dając nam niemal kalkę jednego z odcinków z pierwszej serii. Ponowne ukazanie balu Miss Mystic Falls nie wnosi nic ciekawego do fabuły i również nie potrafi wzbudzić nostalgii, no może odrobinę smutku za poziomem, jaki prezentował tamten sezon. Po raz kolejny niemal wszystkie wydarzenia inicjuje impreza. W tym wszystkim oczywiście niezbędne było ukazanie umiejętności organizacyjnych Caroline, która powraca do swojej dawnej roli, irytując strasznie podczas seansu. The Vampire Diaries zaliczają mocny spadek jakości w najnowszym odcinku. Skupianie się na romantycznej stronie serialu nigdy nie wychodziło najlepiej, więc i tym razem nie jest inaczej. Pojawiają się pewne pozytywy, ale w ogólnym rozrachunku dominuje tutaj negatywna otoczka. Ciekawe pomysły przeplatają się z tymi głupimi i mało atrakcyjnymi, co tworzy dość niesmaczną mieszankę. Miejmy nadzieję, iż było to jednorazowe potknięcie i kolejne odcinki wrócą na odpowiednie tory, choć zapowiedzi zawarte w końcowych minutach odcinka wcale tego nie sugerują. Tytułowe słowa The Simple Intimacy of the Near Touch wypowiada Carol Lockwood do uczniów podczas nauki tańca przed balem Miss Mystic Falls w dziewiętnastym odcinku pierwszego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj