Najnowszy film z uniwersum Cloverfield spadł na nas z jasnego nieba niczym satelita wyrzucony z orbity. Czy twórcy zmienili podejście tylko do marketingu, czy cała opowieść zmierza na inne, nieznane dotąd tory?
O pierwszym filmie z cyklu,
Cloverfield, było głośno, zanim jeszcze powstał. Intrygujący marketing, z pozoru nic nie znaczące wskazówki i nawiązania, tajemnicze szyfry. Podobnie było z
10 Cloverfield Lane, które dzięki kreacji
John Goodman stało się klasą samą w sobie. Oryginalność i swoisty kult otaczający te filmy zbudowały jednocześnie ogromne nadzieje, jak i oczekiwania fanów franczyzy. Coś,
Cloverfield Movie temu kompletnie nie sprostał.
Ziemia, rok nawet nie wiadomo który. Kryzys energetyczny rozdziera naszą planetę, globalna wojna o to, co pozostało, zbliża się wielkimi krokami. W ostatniej, desperackiej próbie uratowania statusu quo zostaje wybudowana stacja Cloverfield, mieszcząca akcelerator cząsteczek mogący potencjalnie zapewnić ludzkości tak bardzo potrzebną energię. Do jego obsługi zostaje oddelegowana międzynarodowa załoga składająca się z wybitnych naukowców. Po dwóch latach prób i błędów w końcu udaje im się odpalić urządzenie i oczywiście w tym momencie wszystko trafia szlag, a nasza drużyna odkrywa, że Ziemia zniknęła, a na dodatek w ścianie stacji znajdują kobietę, której nie poznają. Ona natomiast doskonale wie, kim są...
Początek jest świetny, trzyma w napięciu i zdradza niezły, choć już nieco oklepany pomysł na fabułę. Tylko czemu to wszystko zostało zmarnowane w całej reszcie obrazu? Świetny potencjał, jaki miała ta historia, zostaje zmarnowany właściwie już w pierwszych kilku minutach bytności załogi Cloverfield w nowym uniwersum. Twórcy poszli na niewybaczalną łatwiznę, każde ponadnaturalne zdarzenie tłumaczą: "hej, jesteśmy w punkcie, w którym spotykają się dwa uniwersa, wszystko jest możliwe!". Nie no, jasne, pewnie, ale to nie jest poziom narracji
Event Horizon, gdzie chaos jest spójny. Zamiast tego dostajemy dziwną mieszankę
Paranormal Activity, wspomnianego
Ukrytego Wymiaru,
Life,
Sphere i Bóg wie czego jeszcze. To zbiór przypadkowych elementów, ułożonych tak a nie inaczej tylko dlatego, że są wygodne dla fabuły. Szkoda tylko, że nie mają absolutnie żadnego sensu. Jednego z bohaterów rozrywają od wewnątrz robaki, a w jego ciele znajdują się istotny i wcale niemały element wyposażenia stacji. Jeszcze inny traci rękę, a ta budzi się do życia i zaczyna pomagać załodze. Przecież to jest szczyt głupoty. I jeszcze ta scena z wysysaniem w próżnię... gdzie ja to już widziałem? Ach tak, w każdej chyba części
Alien.
Kolejnym dużym problemem są postaci bohaterów. Kiedy ich słucham, mam wrażenie, że działają tylko w dwóch trybach. Albo jak pozbawione uczuć, matematyczne roboty, albo wręcz przeciwnie - pokazująca emocje niczym banda nastolatków z buzującymi hormonami. Zero środka, balansu, jakichkolwiek codziennych ludzkich odruchów, tylko skrajności. Największą kretynką jest tu chyba główna bohaterka. Nie dość, że zachowuje się skrajnie irracjonalnie w niemal każdej sytuacji, to jeszcze prezentuje sobą niczym niewytłumaczony egoizm. Ja rozumiem, straciła dzieci (z własnej winy) i nadzieję na stabilne życie, ale bez przesady! Reszta załogi nie jest wiele lepsza, woli wierzyć obcej osobie niż człowiekowi, z którym spędzili blisko dwa lata. Sytuację minimalnie ratują aktorzy. Obsada stara się, jak może, i to widać. Tyle że nie da się wiele zrobić z tak słabym scenariuszem. Nie wiem, czemu zgodzili się zagrać w tym filmie. Mam wrażenie, że coś nie poszło dobrze dopiero na etapie produkcji.
Nie zapominajmy jednak o tym, że to część większego uniwersum. Jak
Cloverfield Movie łączy się z pozostałymi filmami? Przede wszystkim już na początku filmu widzimy teoretyka spiskowego, który nawiązuje do pierwszego filmu, mówiąc o tym, jak Cloverfield może wywołać choćby i potwory z głębin. Widzimy napój SLUSHO!, którego wytwórca grał istotną rolę w mediach otaczających tenże film. Twórcy nie starają się być tu nawet odrobinę subtelni, jasno dając do zrozumienia, że równie dobrze te historie dzieją się po prostu w alternatywnych wymiarach naszej Ziemi. Co akurat miałoby sens, w przeciwieństwie do 90% rzeczy, które dzieją się w najnowszym filmie.
Podsumowując,
Cloverfield Movie to po prostu słabe sci-fi, mieszające utarte schematy w ciężkostrawną papkę. Można sobie ten film włączyć w tle i spoglądać na niego kątem oka co kwadrans. W każdym momencie będzie tak samo spójny...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h