Wybór postaci Peacemakera na spin-off filmu Legion samobójców: The Suicide Squad mógł wydawać się nieco zaskakujący, a nawet kontrowersyjny. Widzowie pewnie woleliby oglądać dalsze losy Bloodsporta, Ratcatcher 2 lub Harley Quinn. W końcu Peacemaker w filmie okazał się czarnym charakterem, który tak kocha pokój, że nie obchodzi go, ilu ludzi uśmierci, żeby go osiągnąć. Nie wspominając też, że  zabił lubianego bohatera - Ricka Flaga. Ale wszystkie wątpliwości szybko się rozwiewają - zaraz po obejrzeniu prześmiesznego, tanecznego openingu, którego w kolejnych odcinkach nikt nie będzie śmiał pomijać. Od razu czuć, że to ten sam szalony, niepoprawny i pełen kiczu typ humoru jak w filmie. Z każdym epizodem rośnie przekonanie,  że serial o Peacemakerze to był strzał w dziesiątkę! Akcja Peacemakera rozgrywa się niedługo po wydarzeniach z Legiou samobójców: The Suicide Squad. Okazuje się, że Chris Smith nie wykrwawił się od śmiertelnego postrzału Bloodsporta i został odratowany w szpitalu. Wraca zmęczony do swojej przyczepy, żeby po chwili trafić pod przymusem do nowo skompletowanego teamu z A.R.G.U.S., który potrzebuje jego pomocy w tajnej misji związanej z „Projektem Motyl”. Bez wyeliminowania kilku osób się nie obejdzie, a zagrożenie dla Ziemi jest niemal tak duże jak Starro, bo przeciwnik jest przebiegły, bezwzględny i naprawdę zdesperowany. Scenariusz do Peacemakera napisał James Gunn, który lubuje się w komiksowo przerysowanych historiach o grupach specyficznych osób, przymuszonych do współpracy, żeby powstrzymać wspólnego wroga. Tak samo jak w Legionie samobójców: The Suicide Squad czy Strażnikach Galaktyki bohaterowie muszą przezwyciężać swoje różnice charakterów, przekonań i sposobów działania, aby doprowadzić misję do końca. I jak to bywa u tego reżysera, między członkami ekipy w Peacemakerze buduje się niecodzienna relacja - najpierw jest pełna nieufności i docinek, później przeobraża się w silną przyjaźń. Gunn po mistrzowsku ją rozwija, zwracając uwagę na to, jak wpływają na siebie bohaterowie. A ci popełniają błędy i ranią się nawzajem. Bywa zaskakująco emocjonalnie. Co ciekawe, to nie sceny akcji napędzają serial, lecz humorystyczne, ale też burzliwe relacje między głównymi postaciami, które dźwigają ciężki bagaż doświadczeń. Tylko w odróżnieniu od filmów wszystko odbywa się na mniejszą skalę (nie licząc finału) i w nieco kameralnej atmosferze, ponieważ to tylko serial - i to kręcony w czasie pandemii. Na słowa uznania i pochwały zasługuje John Cena w tytułowej roli. Jako Peacemaker wyróżniał się w Legionie samobójców: The Suicide Squad  - nie tylko poglądami i kostiumem. Aktor grał  bardzo solidnie i przekonująco, jakby urodził się do tej roli. W serialu przechodzi samego siebie. James Gunn obdarzył tego bohatera wieloma uczuciami, przedstawiając poruszającą genezę. Sprawił, że Peacemaker, który tak ochoczo zabijał w imię pokoju i którego ego przerastało wielkością Starro, nie opiera się tylko na fizyczności. Stał się wielowymiarową postacią, która ma wątpliwości co do zabijania, wyrzuty sumienia i co najważniejsze – specyficzne poczucie humoru i doskonały gust muzyczny. W trakcie sezonu Peacemaker przechodzi interesującą przemianę, będąc zmuszonym do trudnych wyborów, łamiących mu serce, co wzbudza sporo współczucia. Ponadto Cena wzbogacił go o dodatkową głębię, prezentując charyzmę i dobry warsztat aktorski. A pamiętajmy, że mówimy tu o wrestlerze, więc naprawdę trudno było się spodziewać, że zagra aż tak dobrze.
fot. HBO
+4 więcej
Choć Peacemaker jest sercem serialu, to ma wokół siebie barwnych członków zespołu. Często show Cenie kradnie Freddie Stroma, który wciela się w zamaskowanego, socjopatycznego Vigilante'a i jednocześnie przyjaciela Chrisa. Jest ślepo oddany Peacemakerowi i działa bez zastanowienia, ale co najważniejsze, dostarcza wielu powodów do śmiechu swoją gadatliwością. Dużą rolę w historii odgrywa również Leota Adebayo, która nawiązuje więź z Chrisem, ale ma też swoje ukryte cele. Jej wątek to akurat najsłabsze ogniwo fabuły, ponieważ jej ciągłe wątpliwości i narzekanie stają się na przestrzeni sezonu męczące. Natomiast broni się Danielle Brooks, która gra bardzo swobodnie, bawi i od czasu do czasu staje się też głosem rozsądku dla Peacemakera. Do swoich ról powrócili: bardzo dobra Jennifer Holland jako wyszkolona agentka Emilia Harcourt i Steve Agee jako John Economos. Warto zwrócić uwagę na tego niepozornego, brodatego mężczyznę, który jest obiektem drwin i żartów, ale potrafi dokonać heroicznych czynów i wzbudzać mnóstwo emocji. Jest cichym bohaterem tego serialu. Nie można też zapomnieć o wyrazistej i skrywającej tajemnice postaci Murna, którego świetnie gra Chukwudi Iwuji, a także detektywach, którzy podążają śladem Peacemakera - Sophie Song (Annie Chang) i Larry Fitzgibbon (Lochlyn Munro), tworzący zgrany duet. Ponadto przekomiczną postać gra Christopher Heyerdahl, który wciela się w Locke’a. Nie zapomnijcie oglądać scen po napisach, bo tam aktor dostarcza jeszcze więcej powodów do śmiechu. Na osobne wyróżnienie zasługuje fantastyczny Robert Patrick, który wciela się w surowego ojca Peacemakera. Auggie Smith jest rasistą, odpychającą postacią, która nie tylko ukształtowała syna, ale też wywołała w nim traumę na całe życie. W kostiumie w serialu pojawia się też filigranowy Judomaster, który jest groźnym przeciwnikiem dla Peacemakera, ale odnosi się wrażenie, że jego potencjał nie został do końca wykorzystany w 1. sezonie. I oczywiście, nie można zapomnieć o najlepszym przyjacielu Chrisa – Orzełku. Jest jak żywy, dzięki świetnemu CGI. Nie tylko jest świetnym elementem komediowym w tym serialu, ale potrafi też dzielnie walczyć i wspierać głównego bohatera. Peacemaker jest doskonałą rozrywką, dzięki humorowi, który na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu. Jest sarkastyczny, wulgarny, dziecinny, co też sprawia, że bywa kiczowaty. Nie ma w nim tematów tabu, bo zabawna krytyka spada nawet na superbohaterów znanych z DC. Jeśli śmialiście się na Legionie samobójców: The Suicide Squad, to tutaj będziecie płakać ze śmiechu. Warto też dodać, że każdy odcinek jest przepełniony przekleństwami, które można liczyć nie w dziesiątkach, lecz w setkach. Należy też wspomnieć o znakomicie dobranej muzyce. Już w Strażnikach Galaktyki widzowie mogli posłuchać świetnych kawałków, ale Peacemaker to trochę inna bajka. Tutaj dominuje rock i glam metal (co zwiastuje intro z piosenką zespołu Wig Wam), a kilka utworów możemy nawet wysłuchać w całości podczas niektórych sekwencji akcji. Nabierają one wtedy teledyskowej formy, ale niewątpliwie dynamizują wydarzenia i intensyfikują emocje. Na pewno kilka utworów wpadnie w ucho niejednej osobie. Serial Jamesa Gunna jest też przykładem serialu, którego finał sezonu prawdziwie satysfakcjonuje. Nie tylko imponuje świetne CGI (zresztą efekty specjalne znajdują się na wysokim poziomie w całej serii), ale również warstwa emocjonalna wydarzeń. Możliwe, że część widzów już czytała o pewnym szokującym cameo, ale jest ono tylko wisienką na tym pysznym, serialowym torcie. Peacemaker to świetny serial, którego fabuła interesuje, a humor śmieszy. Nie brakuje też zaskakujących zwrotów akcji. To krwawa i specyficzna rozrywka w stylu Legionu samobójców: The Suicide Squad, która wciąga. Cieszy, że drugi sezon dostał zielone światło, ponieważ świat zasługuje na jeszcze więcej p… pokoju.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj