Od wydarzeń, które mieliśmy możliwość oglądać w finale drugiej serii, minęły dwa lata. Thomas Shelby (Cillian Murphy) dokonał istotnego wyboru, wybrał mianowicie Grace Burgess (Annabelle Wallis). Z nią to bowiem głowa gangu bierze ślub, a samo wesele staje się rdzeniem fabularnym odcinka. Nie oznacza to, bynajmniej, że przez blisko godzinę twórcy prezentują nam zwykłą poślubną zabawę; ta noc stała się dla nich niejako pretekstem do zapoznania widzów z formą psychiczną poszczególnych postaci i stanem interesów Peaky Blinders, co okazało się dobrze rozegranym i ciekawie wykonanym zabiegiem. Samo otwarcie sezonu wydaje się dość optymistyczne. Tommy zacieśnia więzy z kobietą, którą szczerze kocha. Whisky wylewa się ze wznoszonych na cześć pary młodej szklanek. Jak można się jednak było spodziewać, nawet noc taka jak ta nie mogła obejść się bez załatwiania kwestii biznesowych. Wraz z pewnym osobnikiem pomiędzy ucztujących zakrada się przedsmak zapowiedzianych konszachtów z Rosjanami, z którymi to sam Winston Churchill postanawia handlować. Naturalnie wykorzystując do tego – zgodnie z obietnicą wypowiedzianą przez wybawcę Tommy'ego w finale poprzedniej serii – ręce członków gangu. Shelby nie ma możliwości odmówić, robi więc to, co – jak oczekiwał – w końcu zostało od niego zażądane. Zwłaszcza że, bądź co bądź, wynagrodzenie finansowe otrzymał całkiem spore, kompletując w końcu zaplecze pieniężne wyższe niż zasoby arystokracji. Końcówka odcinka nie pozostawia wątpliwości, że bohater ma plan, jak to wykorzystać. Choćby miał postawić wszystko na jedną kartę - w końcu jest, jak sam stwierdza, hazardzistą. Cillian Murphy w roli Shelby'ego z sezonu na sezon wypada coraz lepiej; mimo oszczędnej mimiki samymi oczami wyraża więcej niż wiele, wiele słów. Jego bohater, choć daje swej wybrance słowo, że wkrótce zakończy interesy i zadba o jej bezpieczeństwo, ewidentnie nie zamierza rezygnować z rozszerzania wpływów i potęgi Peaky Blinders. Jest już świetnym i bezwzględnym dowódcą, który wie, czego chce; ma plan i wprowadzi go w życie. A jednak, chyba po raz pierwszy w historii serii, możemy zauważyć wyzierający z bohatera niepokój, strach, do którego sam się zresztą przyznaje. Mimo konsekwencji w działaniu boi się utraty – bardziej już kogoś niż czegoś. Wprowadzenie tego bardziej ludzkiego pierwiastka w dość niewzruszoną dotychczas osobowość tej postaci jest udanym zabiegiem Knighta. Tommy zaczyna wzbudzać coraz więcej emocji, a jednocześnie pozwala widzom patrzeć na swoją osobę z rosnącym respektem; mimo lęku wydaje się nie mieć rozterek czy wątpliwości odnośnie własnych działań (przynajmniej aktualnie). Ta konsekwencja stopniowo czyni bohatera bardziej pełnokrwistym i wyrazistym, uwypukla cechy postaci i wzmacnia intensywność jej postrzegania. No url W tym czasie Arthur Shelby (emocjonalny Paul Anderson) stara się zmagać z demonami uzależnień; wydaje się, że uporał się z największym problemem – kokainą, ale wciąż ma kłopoty z upilnowaniem własnych granic podczas spożywania alkoholu. Szuka oparcia w religii i miłości, ale wewnętrzna agresja nie daje o sobie zapomnieć; nie ma wątpliwości, że największa walka – walka samego ze sobą – jeszcze się rozegra. Miałem ogromną nadzieję, że Steven Knight nie zaniedba wielopłaszczyznowości tej postaci. Jej główną siłą była jej nieprzewidywalność, a wszystko wskazuje na to, że Arthur może stać się jeszcze bardziej interesujący niż wcześniej, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wspomniany wyżej Paul Anderson podczas sceny, w której przemawiał jako drużba, gestami i mową całego swojego ciała ukazał wewnętrzne rozedrganie swojego bohatera; raz jeszcze podkreślił unikalność Arthura, wspinając się chyba na szczyty swych aktorskich umiejętności. Spośród reszty postaci mocno przykuwa uwagę osoba Michaela Graya (Finn Cole); stał się on powściągliwym, wyważonym graczem, który coraz bardziej przypomina samego Thomasa. Oficjalnie nie zamierza brudzić sobie rąk, ale obserwując jego postawę, nie można pozbyć się wrażenia, że wyrósł na niezwykle inteligentnego, a przez to zabójczo niebezpiecznego członka gangu. Nie muszę chyba wspominać, że mimo swej mniejszej (mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni) roli awansował do trójki najbardziej interesujących bohaterów w serialu, zaraz obok Thomasa i Arthura. Z niecierpliwością oczekuję kolejnych etapów rozwoju tego bohatera; sposób ukazania jego ewolucji podsyca ciekawość i jest, jak sądzę, swoistą zapowiedzią przesunięcia go na główny plan. Wizualnie odcinek oscyluje wokół salonowego przepychu wymieszanego z męską, nieco brudną atmosferą dymu z papierosów i przelewającego się nieustannie alkoholu. Scenografia, barwne kostiumy i kompozycje wraz z nieco unowocześnioną muzyką wygrywaną przez weselny zespół uderzają widza wrażeniem - wydaje mi się, że tu nie przesadzę - audiowizualnej orgii. Jest to wrażenie sprawiające zmysłom krystalicznie czystą przyjemność. O samej muzyce można zresztą powiedzieć dużo więcej; serial słynie ze świetnie dobranych utworów. W tym odcinku mamy okazję usłyszeć między innymi genialnie wpasowujące się w atmosferę (mimo asymetrii czasowej) You And Whose Army od Radiohead czy wcześniej już słyszaną w Peaky Blinders Red Right Hand Nicka Cave'a. Jak już wspominałem, start nowej serii jest zapowiedzą. Chociaż nie dzieje się tu nic przewrotowego, zostajemy wprowadzeni w obecną sytuację gangu i jego członków, a także zaczynamy zdawać sobie sprawę, jak wiele może nas czekać w tym sezonie. Stawki urosły; niewielka mafijna rodzina rozgałęziła swe wpływy na całe Birmingham („To miasto jest nasze”), coraz większe siły i osobistości zostają włączone do konfliktów i interesów. Z kameralnego dramatu serial przeradza się w polityczny thriller pełen intryg. Wszystkie ewentualne zmiany – przynajmniej na razie, w świetle openera sezonu – wydają się zmianami na lepsze. Intrygują i wzmagają chęć na więcej. Pozostaje tylko zacierać ręce i czekać, co przyniesie kolejnych pięć odcinków sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj