W 2. odcinku śledzimy rozwój skomplikowanej współpracy Thomasa z Sekcją D, która ma swój interes – jak i cała Korona – w zmianie władzy w Rosji. Polityka tuż po I Wojnie Światowej to gra na tyle niebezpieczna, że nawet zaradny Shelby zdaje się być jedynie pionkiem w większej grze. Czuć, że Thomas traci kontrolę, ale fantastyczna gra Cilliana Murphy’ego pozwala nam oglądać postać, która w obliczu zagrożenia nigdy nie jest uległa. Świetna scena z psem pokazuje jednak, że przekroczenie niezwykle cienkiej linii może skończyć się tragicznie – Shelby ma teraz do stracenia znacznie więcej niż biznes czy swoje własne życie. Ma w końcu rodzinę, jaką wybrał, a nie tylko tą, na jaką został skazany. Widać gołym okiem, że rzeczywiście zależy mu na Grace i swoim synu bardziej niż na braciach i ciotce. Oczywiście, jak to bywa w świecie gangsterki, problemy pochodzą z różnych źródeł i jedyne, co da się zrobić to kontrolować straty. Podoba mi się, że wątek pracy z Rosjanami nie jest jedyny i oprócz tego twórcy zrzucają na bohaterów inne nieprzyjemności, dzięki którym możemy podziwiać brutalną akcję i równie drastyczne jej konsekwencje. Szczególnie, że spór z Włochami kończy się… cóż, przekonamy się w przyszłym odcinku jak dokładnie. Sam odcinek rozwija się dość szybko, każda kolejna scena ma swój rytm i wnosi coś do naszego rozumienia wydarzeń, które oglądamy. Każda nowa postać, którą widzimy jest odpowiednio interesująca, ale nie w karykaturalny sposób. Dostajemy kilka ważnych fabularnie momentów, ale kilka razy zatrzymujemy się, żeby dać którejś postaci chwilę na pokazanie, z jakiej gliny jest ulepiona. W porównaniu z poprzednim odcinkiem, który dość szybko wprowadził nas w wir wydarzeń, epizod drugi jest wyważony i niespieszny. No url Niezwykle cenię sobie w Peaky Blinders klimat. Fantastyczna czołówka w wykonaniu Nicka Cave’a i The Bad Seeds za każdym razem wprowadza nas na zanieczyszczone, odrapane ulice Birmingham. Oprócz tej piosenki w każdy odcinku dostajemy anachroniczną muzykę, która w zdumiewający sposób pasuje do tej produkcji. I w tym epizodzie dostajemy nuty, które podkreślają, że Brytyjczycy obok stereotypu dżentelmenów z filiżanką herbaty, potrafili i wciąż potrafią być dzicy i zbuntowani – to jest część ich kultury i słychać to w utworach współczesnych wykonawców od Arctic Monkeys po PJ Harvey. Niewiele jest produkcji, które tak doskonale budują świat przedstawiony, pozwalając wierzyć, że oglądamy paradokument z miejsca, w którym czas się zatrzymał a jednocześnie traktują nasze uszy piosenkami rodem z festiwalu w Glastonbury. Podsumowując, Peaky Blinders ogląda się jak zwykle dobrze, a drugi odcinek zaostrza apetyt na więcej. Seans to sama przyjemność i choć może nie wszystko w tym serialu jest zawsze takie jakbym chciał, to mało która produkcja jest tak konsekwentna w swoim stylu i sposobie prowadzenia bohaterów unikając jednocześnie, nieco paradoksalnie, schematów. I recenzowany odcinek fantastycznie to pokazuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj