Szósty odcinek prezentuje jeden z najbardziej wyczekiwanych przez fanów Percy’ego Jacksona momentów. Jak ostatecznie wypadła serialowa wersja kasyna Lotos?
Poprzedni odcinek
Percy'ego Jacksona i Bogów Olimpijskich zakończył się naprawdę obiecująco. Pamiętałam chronologię wydarzeń z książek, więc wiedziałam, że zbliżamy się do jednego z moich ulubionych przystanków, czyli kasyna Lotos. To był też jeden (z niewielu) wątków, które film zrealizował naprawdę dobrze – mimo znaczących różnic z materiałem źródłowym. Przed premierą 6. epizodu
Rick Riordan zapowiadał, że w tle nie zagra już Lady Gaga, ale wydarzenia będą bliższe pierwowzorowi. Czytelnicy mogli nawet doszukiwać się
easter eggów powiązanych z dalszymi tomami. Dlatego moje oczekiwania tylko wzrastały. Niestety, ostatecznie nie zostały spełnione.
Kasyno Lotos jest bowiem odarte ze swojego oryginalnego uroku. W końcu to miejsce, w którym króluje beztroska zabawa, co pokazywała również książka. Zamiast bawiących się Annabeth, Percy'ego i Grovera dostajemy przegadany odcinek pełen powagi, co nie pozwala bohaterom na chwilę luzu. To niestety odebrało widzom szansę na zobaczenie rozbawionych dwunastolatków w akcji.
Zaskoczyło mnie to, że trio wiedziało o wpływie kwiatów lotosu na pamięć. Dwunastolatkowie znów wydają się zbyt inteligentni i przebiegli jak na swój wiek. Patrząc na charakter Percy’ego, trudno uwierzyć, że tak łatwo zrezygnował z pokusy, jaką oferowały usługi Lotosu. Serialowy Jackson niemal natychmiastowo wysłuchał swojej koleżanki i ruszył na spotkanie z Hermesem (
Lin-Manuel Miranda).
Tym razem Hermes pokazuje się z bardziej opiekuńczej strony, co zauważamy w jego konwersacji z Percym i Annabeth. Widzimy troskę w stosunku do syna Luke’a, a także poznajemy prawdziwe motywacje bogów względem ich dzieci. Po poznaniu tej drugiej perspektywy Jackson wydaje się w końcu rozumieć Posejdona i wierzyć w jego dobre intencje. Ta rozmowa była potrzebna dla rozwoju historii, ale niestety niefortunnie spowolniła tempo odcinka. Widzom czas się dłuży, a dla bohaterów za bardzo przyspiesza – co uświadamia im dopiero Hermes. Okazało się, że czas w kasynie leci niebywale szybko, a bohaterowie spędzili w nim parę dni zamiast dwudziestu minut.
Również wątek Grovera nie wykorzystał w pełni swojego potencjału. Nie zrozumcie mnie źle – naprawdę urzekło mnie wprowadzenie w pierwowzorze postaci Pana, boga wiatru. Grover naprawdę uwierzył w jego odnalezienie na terenie kasyna po rozmowie z Augustusem. Zresztą każdy satyr o tym głęboko marzy. Twórcy zapewne dostrzegli w tym potencjał na rozwinięcie historii w kolejnych sezonach. Ostatecznie jednak zabrakło czasu, aby móc to wyjaśnić tym, którzy nie czytali książek Riordana. Dla przeciętnego widza poszukiwanie Pana nie będzie miało większego znaczenia.
Humor zostaje nadrobiony – początkową sceną z błogosławionymi przez Grovera zwierzętami na ruchliwej ulicy, a także sekwencją z samochodem Hermesa. Już widziałam sceny, w których bohater po raz pierwszy usiłuje prowadzić, ale wciąż mnie one rozbawiają. Wysiłek Percy’ego był naprawdę zabawny – szkoda tylko, że dopiero w tym momencie wrócił element komediowy.
Długo się nie pośmialiśmy, bo Percy dowiedział się o swoim spóźnieniu. Trio spędziło zbyt dużo czasu w kasynie, aby odnaleźć złodzieja pioruna na czas. Chłopak jednak dalej walczy o to, aby powstrzymać Zeusa przed wszczęciem wojny z Posejdonem. Ostatecznie otrzymuje przepustkę do Podziemi Hadesa, co oznacza początek końca misji.
Zabrakło dobrego humoru i charyzmy bohaterów, z czego ten serial słynie. Kasyno Lotos jest jedną z tych lokalizacji, od której widzowie mogą oczekiwać rozrywki. Jego potencjał został zmarnowany – a szkoda. Choć ten odcinek wychodzi najsłabiej na tle pozostałych, jego zakończenie intryguje i pozostawia nadzieję na dobrze zrealizowany finał.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h