Reżyserką Pięciu koszmarnych nocy jest Emma Tammi, która – wspólnie ze Scottem Cawthonem, twórcą serii gier – napisała również scenariusz. Produkcja opowiada historię ochroniarza Mike'a (Josh Hutcherson), pilnującego zamknięty w latach 80. lokal – Freddy Fazbear’s Pizzeria. Już po pierwszej nocy stróżowania bohater zauważa, że miejsce jest niepokojące. Policjantka Vanessa (Elizabeth Lail) opowiada mu, że pizzeria została zamknięta po tym, jak zaginęły w niej dzieci. Wkrótce mężczyzna przekonuje się, że to jedynie początek tajemnic. Dobrze pamiętam, kiedy wyszła pierwsza gra z serii. Wszyscy youtuberzy nagrywali gameplaye. Pierwsza część oraz jej kontynuacje bardzo szybko zdobyły dużą popularność. Nie jestem fanem horrorów, jednak raz na jakiś czas oglądam wybrane filmy z tego gatunku. Przeglądając repertuar kin, natknąłem się na tytuł Pięć koszmarnych nocy. Wybrałem się na niego, bo znałem nieco ten świat przedstawiony oraz chciałem się rozerwać. Początek bardzo przypadł mi do gustu. Sekwencja przedstawia coś na wzór starych gier na automaty z salonów rozrywki i jest nawiązaniem do wydanej w 2017 roku produkcji o podobnej stylistyce – Freddy Fazbear's Pizzeria Simulator. W intrze znajduje się coś jeszcze – częściowe rozwiązanie historii. Muszę przyznać, że za pierwszym razem go nie zauważyłem, jednak myślę, że fani serii od razu zwrócili na to uwagę. Jednymi z głównych antagonistów wszystkich produkcji w tego uniwersum są tak zwane animatroniki – duże roboty ubrane w kostiumy przypominające pluszaki. Od samego początku zastanawiałem się, jak będą wyglądały. Nie zawiodłem się na twórcach, którzy świetnie odwzorowali te postacie. Mimo że historia nie jest dokładnie taka sama, zawarto w niej wiele nawiązań i smaczków dla fanów serii – wspomniane intro czy melodia nucona przez animatronika Foxy’ego. Na specjalne wspomnienie zasługuje również rola Matthew Lillarda, który od samego początku stwarza aurę grozy i niepokoju wokół swojej postaci. Mimo kilku ciekawych oraz udanych elementów produkcja ma jedną sporą wadę, a jest nią powolne tempo rozwoju fabuły. Przez pierwszą godzinę wałkujemy to samo, czyli traumę głównego bohatera, którego brat został porwany, gdy byli dziećmi. Wciąż otrzymujemy te same obrazy i sekwencje. Na niekorzyść filmu wpływa także fakt, iż miał być on horrorem, a nie do końca nim jest. Oczywiście w produkcji znajdzie się kilka jump scare'ów oraz scen wiejących grozą, lecz bliżej jej do dramatu lub thrillera. Może to być spowodowane ograniczeniem wiekowym 13+, przez co nie zamieszczono bardziej drastycznych lub mrożących krew w żyłach scen. Równie sporym minusem jest to, że film jest kierowany do widzów dobrze znających uniwersum. Nie mogłem zrozumieć, o co chodzi i co właściwie się dzieje na ekranie. Finał nie odpowiedział na wszystkie moje wątpliwości, a nawet zrodził ich jeszcze więcej. Ciekawość zmusiła mnie do zagłębienia się w świat gry w celu odnalezienia odpowiedzi. W końcu je poznałem, jednak powinny się one znaleźć w filmie. Pięć koszmarnych nocy jest produkcją dla fanów serii, którzy znają wszystkie postacie oraz świat przedstawiony. To taki dodatek do uniwersum. Gdy zna się odpowiedzi na niektóre pytania, lepiej rozumie się fabułę i czerpie większą przyjemność z seansu. Jednak dla widza zupełnie nowego obraz nie do końca będzie klarowny. Film zyskał nieco w moich oczach, gdy zapoznałem się ze światem gry, jednak nie na tyle, żebym polecał go każdemu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj