Zanim jednak skupimy się na bieżących wydarzeniach, warto powrócić na chwilę do finału zeszłorocznego sezonu, w którym świat występujących w produkcji bohaterów doznał niemałych konwulsji. O ile bowiem pozycja Jaxa jako lidera klubu została solidnie ugruntowana, nie można powiedzieć tego samego o jego życiu prywatnym. Niedokończone sprawy w stylu idącej do więzienia za współudział w morderstwie Tary, wciąż żywego, lecz właściwie znajdującego się jedną nogą w grobie Claya, powracającej na szczyt po okresie niełaski Gemmy czy wyraźnie niezadowolonego ze współpracy z młodym Tellerem Bobby’ego spędziły sen z powiek zapewne niejednemu widzowi. Gdy zaś dodamy do nich widmo tajemniczego mściciela gotowego zadrzeć z całym gangiem, będziemy mieć pełny obraz tego, z czym twórcy Synów Anarchii musieli zmierzyć się przygotowując dalszy ciąg swojej historii.
Sytuacja, w jakiej znalazły się postacie, stała się na tyle napięta, iż nie dziwi raczej fakt, że fabuła szóstego sezonu rozpoczyna się zaledwie kilka dni po wspomnianych wyżej wypadkach. Mamy zatem okazję na własne oczy zobaczyć, jak z zaistniałymi problemami radzą sobie uwikłani w nie bohaterowie. Jest to o tyle intrygujące, że oglądając odcinek ma się nieodparte odczucie (a czasem po prostu pewność), że na szyjach Jaxa i spółki coraz mocniej zaciska się śmiercionośna pętla. Odczucie tym bardziej niepokojące, że sami zainteresowani nie do końca zdają sobie sprawę ze wszystkich czyhających na nich niebezpieczeństw. Nietrudno zatem potraktować to jako zapowiedź tragicznego zakończenia, do jakiego nieuchronnie zdaje się dążyć cała opowieść, zwłaszcza mając świadomość, iż ów finał jest przecież niezwykle bliski (nie jest bowiem żadną tajemnicą, że oglądamy właśnie przedostatnią serię).
[video-browser playlist="635290" suggest=""]
W związku z tym wszystkie konflikty będące od zawsze głównym paliwem produkcji ulegają coraz większemu zaostrzeniu. Najwyraźniej widoczne jest to naturalnie w relacji Jaxa z Clayem. Ten ostatni okazuje się zmorą, która jeśli zechce, potrafi odgryźć się nawet w chwili swojej największej słabości. A przynajmniej to zdają się nam podszeptywać twórcy, bo choć były lider Synów Anarchii dostał tym razem niewiele czasu ekranowego, scenom z jego udziałem nie można odmówić siły sugestii. Odpowiedniej dawki emocji nie zabrakło także we fragmentach, w których swój krótszy lub dłuższy występ zaliczyła reszta obsady. Pomijając Jaxa, którego – z oczywistych powodów – zawsze jest najwięcej, na uwagę zasługują na pewno sekwencje ukazujące Tarę (która postanowiła nie poddawać się i w niezwykle satysfakcjonujący dla widzów sposób samodzielnie stawić czoła dramatycznej sytuacji, w jakiej się znalazła) oraz Tiga (po raz kolejny udowadniającego, że jest niepodważalnym królem kuriozum).
Tym, co w przypadku najnowszego odcinka okazuje się jednak najbardziej rzucające w oczy, jest – o dziwo – zawarty w nim ogromny ładunek okrucieństwa. Piszę o dziwo, gdyż zdawało się, że serial stacji FX dawno już zdążył przyzwyczaić nas do wręcz przerażającej dawki przemocy, jaką wypełniony jest właściwie każdy jego epizod. Mimo to trudno nie ulec wrażeniu, że nieprzerwanie przekraczane są tu kolejne granice. I nie chodzi wcale o sam natłok obrzydliwości, choć było ich tym razem – nawet jak na Synów Anarchii – rzeczywiście sporo (a w tym kolejna zatrważająca scena z udziałem umęczonego Otta). Ukazywana w serialu brutalność traci coraz bardziej swój groteskowy, typowy dla kina sensacyjnego wymiar na rzecz znacznie poważniejszego ujęcia tematu. Mam na myśli zwłaszcza dwa wydarzenia, których przekaz ociera się o – nietypowy jak dotąd dla tej produkcji – ton publicystyczny.
[video-browser playlist="635291" suggest=""]
Pierwszym z nich jest sekwencja przedstawiająca realizację filmu torture porn, która diametralnie różni się od dotychczasowego podejścia twórców do problemu prostytucji czy kina pornograficznego. Makabryczne ujęcia nijak mają się do wesoło przerysowanych obrazów, jakie pamiętamy z odcinków, których fabuła skupiała się wokół interesów prowadzonych w Diosie czy Cara Cara. Prawdziwym krokiem naprzód pod względem nadawania serialowi realistycznej głębi jest jednak scena rozgrywająca się w końcowych minutach epizodu. Nie zdradzając za wiele, trzeba przyznać, że naprawdę nie trudno uznać ją za otwarcie zupełnie nowego rozdziału w dziejach Synów Anarchii. O dziwo nie ma to nic wspólnego z wizualną drastycznością rzeczonej sekwencji, gdyż sposób, w jaki została ona zainscenizowana, sprawia, że ostatecznie raczej ją słuchamy niż oglądamy – co na szczęście nie odebrało jej nic z siły emocjonalnego uderzenia.
Ponieważ premiera szóstego sezonu po brzegi wypełniona jest sensacyjnymi wydarzeniami będącymi bezpośrednią konsekwencją tego, co mieliśmy okazję zobaczyć przed rokiem, łatwo można przegapić pojawienie się kilku nowych wątków, a mimo że na tym etapie są one jeszcze zaledwie zarysowane, nic nie wskazuje na to, aby w przyszłości nie rozwinęły się w prawdziwie zajmujące historie. Wygląda na to, że świeża krew - o obliczach Kim Dickens (znanej chociażby z Treme) oraz Petera "Robocopa" Wellera - przeszła udaną transfuzję do niebezpiecznego świata gangsterów, prostytutek, nielegalnej broni i narkotyków. Wspomniani aktorzy z marszu stworzyli bowiem charakterystyczne postacie drugoplanowe, biorąc zaś pod uwagę stopień zagęszczenia, na jakim obecnie znajduje się akcja serialu, trzeba to uznać za nie lada wyczyn.
Pierwszy tegoroczny odcinek Synów Anarchii nie zawodzi właściwe pod żadnym względem. Główne wątki produkcji nadal rozwijane są w kierunku zapewniającym nagłe i silne skoki adrenaliny, nie przysłaniając jednak zupełnie tak zwanych elementów obyczajowych. W czasie seansu wciąż towarzyszy nam to dobrze znane z poprzednich sezonów uczucie zanurzenia się w emocjach bohaterów. Tym razem okazuje się to jeszcze bardziej bolesne niż zwykle, a to ze względu na konsekwentnie pogłębianą atmosferę podejrzliwości, zagrożenia i upokorzenia, w jakiej egzystują występujące na ekranie postacie. Oglądanie Synów Anarchii, choć tak uzależniające, staje się czasem autentycznie trudnym do zniesienia przeżyciem. Czy jednak mogłoby to wyglądać inaczej w sytuacji, w której ten złotowłosy chłopiec Jax z pamiętnego, romantycznego idealisty zmienia się w aroganckiego i cynicznego skurczybyka?