Trudno dziś zaskoczyć jakąś nowością - mówi się w końcu, że wszystkie historie zostały już opowiedziane. Twórcy serialu The CW zaczęli traktować to niemal jak swoją mantrę i porzucili wszelkie starania, a widz - nadzieję.
Podsumujmy, co wydarzyło się w "I Think I'm Gonna Like It Here", pierwszym odcinku nowego sezonu. Winchesterowie są na celowniku istot nadprzyrodzonych. Z Samem dzieje się coś dziwnego. Jeden brat nie mówi całej prawdy drugiemu. Bobby powraca. Castiel traci moce i poznaje, co to znaczy być człowiekiem. Czy kiedyś już tego nie widzieliśmy? Trudno zliczyć, ile razy te wątki się przewijały w przeciągu całego serialu. Gdyby nie fakt, że epizod trwa tylko 40 minut, byłoby tego pewnie dużo więcej.
Jasne, może to wyglądać na pastwienie się, bo produkcji będącej już od dziewięciu lat na antenie trudno uzyskać świeżość, jaka towarzyszyła pierwszym seriom. Supernatural jest zaś przypadkiem szczególnie smutnym, bo początkowe sezony były doprawdy znakomite. Po zakończeniu wątku Apokalipsy scenarzyści nie potrafią wymyślić czegoś nawet w połowie tak emocjonującego (pytanie, czy jest to w ogóle możliwe) i właściwie co pół sezonu fabuła obiera nowy tor. I niestety nie wypada to na korzyść serialu.
[video-browser playlist="634644" suggest=""]
W tym roku Winchesterowie staną do walki z aniołami, które w poprzednim odcinku zostały z nieba eksmitowane. Ich odnalezienie się na ziemi, próba odbudowania społeczności, walka ze złymi mocami, próba powrotu do dawnego domu – to wszystko może dać w końcu im jakąś rolę do wypełnienia. Po finale piątego sezonu anioły przecież same nie bardzo wiedziały, co ze sobą zrobić.
Jeden ze skrzydlatych przyjaciół znajduje się teraz w ciele Sama. To da okazję twórcom do kilku ciekawych odcinków, choć oczywiście już teraz wiemy, że utrzymywanie tajemnicy u Winchesterów się nie sprawdza. Tahmoh Penikett z Battlestar Galactica świetnie się sprawdził w roli Ezechiela, więc jeśli będziemy mieli okazję go zobaczyć ponownie, na pewno wyjdzie to serialowi na dobre. Mile widziany jest również Julian Richings – każdy powód jest dobry, by ponownie spotkać Śmierć. Tę serialową naturalnie.
"Mamy robotę do wykonania" – tymi słowami Sam kończy premierę dziewiątej serii. Odwołując się do pilota i "All Hell Breaks Loose, Part II", jednocześnie przypomina nam o najlepszych czasach tego serialu - kiedy oglądało się go z zamiłowania, a nie z przyzwyczajenia.