Martę (Magdalena Boczarska) i Bartka (Bartłomiej Topa) dotknęła wielka tragedia. Dwa lata temu zaginął ich dwuletni synek. Ciała nigdy nie odnaleziono. To wydarzenie położyło się cieniem na ich związku. Marta obwinia siebie za to, co się stało. Przechodzi załamanie i zamyka się w domu.  Odrzuca jakąkolwiek pomoc. Bartek emocje dusi w sobie. By nie eksplodować, znajduje sobie jakieś relaksujące zajęcie – bieganie. Właśnie podczas pokonywania swojej tradycyjnej trasy, jest świadkiem napaści dwóch chłopaków na dziewczynę. Bez chwili wahania postanawia interweniować. Tak poznaję Olę (Maria Kowalska), która jest zauroczona swoim bohaterem. Pod powierzchnią to typowy serial obyczajowy ze świetnie napisanymi postaciami i doborową obsadą. Nareszcie dostajemy od TVN-u opowieść o normalnych ludziach, a nie bogatej elicie mieszkającej w wielkich willach, jeżdżących sportowymi autami i ubierającymi się w najdroższych butikach. Marta i Bartek to typowe małżeństwo, jakich w Polsce miliony. On jest dyrektorem szkoły. Ona polonistką. Ich dramat jest bardzo przejmujący i może się przydarzyć każdemu. Zresztą każdy rodzic to przyzna, że widmo utraty dziecka nie raz spędziło im sen z powiek. Tu nie ma wzajemnego obwiniania się. Widać, że oni się kochają. On próbuje do niej jakoś dotrzeć. Ona powoli zaczyna rozumieć, że ten ból nie minie i trzeba nauczyć się z nim żyć. Powrócić do społeczeństwa. Zacząć w miarę normalnie funkcjonować. Dlatego wraca do pracy i przejmuje, jako wychowawca, klasę maturalną. Po drugiej stronie tego dramatu mamy samotnego ojca - Maćka (Łukasz Simlat), świetnie zagranego przez Łukasza Simlata, który nagle musi się zająć swoją nastoletnią córką, gdy jego była żona postanawia użyłyć sobie życie z kimś innym i dochodzi do wniosku, że dziewczyna będzie jej tylko zawadzać. Mężczyzna próbuje odnaleźć się sytuacji, gdzie musi opiekować się osobą, która go jawnie nienawidzi. Oboje są na siebie w tej sytuacji skazani. Córka nie ma innego miejsca, gdzie mogłaby się podziać. Maciek wie, że była żona szybko nie wróci i musi jakoś się z dziewczyną dogadać. Dla ich wspólnego dobra. Te wszystkie problemy mogą wydawać się banalne, ale dialogi pomiędzy postaciami zostały bardzo dobrze napisane. Nie ma tam pompatycznych mów wygłaszanych ze sztuczną wzniosłością. W każdej rozmowie czuć emocje. Ból bohaterów i chęć, by wszystko wróciło do normalności. Podoba mi się zwłaszcza to, że mężczyźni nie są tu pokazani jako napaleni samce, którzy rzucą się na każdą młodą dziewczynę wykazującą jakieś zainteresowanie. Są w stanie powściągnąć swoje żądze. Przemawia przez nich instynkt samozachowawczy. Wiedzą, jakie skutki może mieć chwila zapomnienia. Scenarzyści zadbali o to, by wszystkie postaci pojawiające się zarówno na pierwszym, jak i drugim planie, miały kodeks moralny. Rozumiały swoje błędy. Nawet osoby kreowane na czarne charaktery w momencie, gdy przeginają ze swoim zachowaniem, zaczynają się hamować. Podobnie jest z otoczeniem, gdy ktoś zrobi coś niewłaściwego, nie dostaje poklasku od reszty. Najlepiej widać to po scenie, w której ktoś z klasy wkłada do szuflady Marty płaczącą lalkę niemowlaka. Bardzo niskie zagranie, które rozpoczyna łańcuch kolejnych wydarzeń. To, że Pod powierzchnią nie jest emocjonalną wydmuszką z pięknymi kolorami, to zasługa reżysera, Borys Lankosz. Potrafi on tak poprowadzić aktorów, że nie wpadali oni w pompatyczność i schematy znane z innych produkcji. Widać, że zależało mu na otrzymaniu konkretnego ładunku emocjonalnego i do tego dążył. Do tego widać, że zależało mu na mocnym drugim planie. Widać to zarówno po świetnie dobranych uczniach w klasie Marty, jak i rodzicach niektórych dzieci. Wybór Janusz Chabior jako ojca recydywisty to strzał w dziesiątkę. Gra on kompletnie inaczej niż chociażby w Ślepnąc od świateł, a i tak jego bohatera nie chciałbym spotkać na swojej drodze. Jedyne, co mi w tym pierwszym, ponad godzinnym, odcinku przeszkadza, to ten kryminalny początek, do którego już później nie ma kompletnie nawiązania. Gdyby usunąć ten krótki fragment z początku odcinka, nic by on nie stracił na swojej atrakcyjności. Scena z balu po prostu nic nie wnosi. Jest zbędna. Gdyby pod koniec twórcy choć na chwilę jeszcze do niej wrócili, mogłaby służyć za pewnego rodzaju klamrę. A tak powstaje pewne zamieszanie.
Pod powierzchnią będzie mocną częścią ramówki TVN-u i to wcale nie dlatego, że ma Magdalenę Boczarską i Bartłomieja Topę w obsadzę, ale dlatego, że jest oparta na świetnym scenariuszu. Jeśli utrzyma poziom przez kolejne odcinki, to będzie to produkcja, do której przyjemnie będzie wracać
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj