Akcja serialu toczy się wokół musicalu Przebudzenie wiosny, wystawianego przez szkolne kółko teatralne w jednym z niewielkich amerykańskich miasteczek. Nowy opiekun grupy, Lou Mazzuchelli, (Josh Radnor) podchodzi odważnie do swoich obowiązków. Zamiast sztampowych, grzecznych i poprawnie politycznych tematów, decyduje się wziąć na widelec sztukę pełną kontrowersyjnych kwestii. Jak łatwo się domyśleć, szkolnym oficjelom ten pomysł nie za bardzo się podoba. Lou jednak, wraz z poprzednią opiekunką koła (Rosie Perez) i młodymi aktorami, wbrew decydentom i niektórym konserwatywnym rodzicom, finalnie osiąga upragniony cel. Po drodze bohaterowie zmagają się jednak z wieloma problemami związanymi zarówno z przygotowaniem do przedstawienia, jak i sprawami osobistymi. Kilkakrotnie sukces grupy wisi na włosku, ale jak to zwykle bywa w podobnych produkcjach, wszystko dobrze się kończy. Problemy miłosne, kłopoty rodzinne, zmagania z rodzicami, odkrywanie własnej seksualności, problemy finansowe, niesprawiedliwości społeczne, pogoń za marzeniami… Serial Rise postawił sobie za punkt honoru poruszenie wszystkich ważniejszych kwestii związanych z okresem dojrzewania. Każdy z młodych bohaterów, biorących udział w przedstawieniu, zmaga się więc z jakimś dylematem. Popularny footballista Robbie i pochodząca z nizin społecznych Lilette zakochują się w sobie. Nie jest jednak im łatwo, ponieważ należą do innych światów. Simon walczy ze swoimi konserwatywnymi rodzicami, którym nie podoba się tematyka sztuki i to, że ich syn odgrywa tam rolę homoseksualisty. Michael jeszcze jakiś czas temu był dziewczyną, a Sasha przypadkowo zachodzi w ciążę. Źle się dzieje też u Mazzuchelli, gdzie syn Lou cierpi z powodu uzależnienia od alkoholu. Problemy osobiste bohaterów korespondują w pewien sposób z tematyką wystawianej sztuki. Wydawać by się mogło, że twórcom zależało na budowie pewnej paraboli. Młodzi, skrępowani przez normy i ramy społeczne nie są w stanie iść za głosem serca i realizować swoich marzeń. Ich krzyk desperacji, sprzeciwu i rozpaczy słychać więc donośnie ze sceny, kiedy to wcielają się w postacie, zmagające się z podobnymi problemami. Większość odcinków ma więc dualistyczną konstrukcję. Najpierw obserwujemy rozwój wątku, a później dostajemy jego poetyckie podsumowanie podczas sceny musicalowej. Czy taka konstrukcja fabularna działa jak należy? Niestety nie, ponieważ serial ma bardzo źle napisaną historię. Największą bolączką PODNIEŚ GŁOS jest lenistwo scenarzystów, którzy gdzie tylko mogą, idą na łatwiznę i korzystają z utartych schematów. Gdzieś to już widzieliśmy, skądś to znamy – takie myśli chodzą po głowie widzów podczas seansu praktycznie każdego epizodu. Sztampa niestety nie jest największą przywarą produkcji. Twórcy traktują poszczególne wątki po macoszemu. Gubią istotne motywy, co sprawia, że wydawać by się mogło kluczowe elementy często schodzą na dalszy plan. Takie działanie bardzo źle wpływa na postacie. Bohaterowie praktycznie w ogóle się nie rozwijają. Widać to doskonale po głównym bohaterze Lou, który od samego początku, aż do końca pozostaje smutnym, mało charyzmatycznym gościem, którego wpływ na otaczającą go młodzież jest dla widzów tajemnicą. Zupełnie bez znaczenia fabularnego jest również współpracowniczka Lou, Tracey. Potencjał aktorski Rosie Perez nie jest tu w ogóle wykorzystywany. Bohaterka nie odgrywa żadnej istotnej roli. W przeciągu całego sezonu dostaje jeden, mało ciekawy wątek osobisty, który z resztą  zostaje niespodziewanie urwany. Podobnie sytuacja wygląda z młodymi bohaterami. Wielka szkoda, że tak się dzieje, bo mają oni olbrzymi potencjał. Aktorzy wcielający się w uczniów nie mogą jednak rozwinąć skrzydeł, ponieważ ich postacie są napisane jednowymiarowo i bardzo oszczędnie. W każdym odcinku rzuca się w oczy wielka chęć do pokazania czegoś więcej, zagrania emocjami, głębszego wejścia w rolę. Młodzi mają jednak związane ręce. Trudno jest wykazać się umiejętnościami aktorskimi, kiedy rola sprowadza się jedynie do krótkich i lakonicznych wymian zdań. Scenariusz kładzie na łopatki serial, który ma jednak kilka znaczących zalet. PODNIEŚ GŁOS  jest bardzo dobrze wyreżyserowane. Twórcą formatu jest Jason Katims znany z serialu Friday Night Lights. Obie produkcje mają kilka punktów wspólnych zarówno pod względem treści, jak i formy. Praca kamery, oprawa wizualna, oświetlenie, scenografie – wszystko to generuje pewien melancholijny klimat, który bardzo dobrze robi opowieści. Dużo ujęć kręconych jest z tzw. „ręki”, dzięki czemu serial momentami ma dość ciekawy, intymny nastrój. Umiejętna reżyseria sprawia, że poszczególne odcinki nie są chaotyczne, większość scen jest poprawnie zmontowana, a liczne długie ujęcia powodują, że w wielu momentach jest na czym oko zawiesić. Największą zaletą serialu jest jednak to, iż jest on bardzo dobrze udźwiękowiony. Oprawa muzyczna składa się z naprawdę dobrych utworów i nie mówimy tutaj tylko o popularnych, młodzieżowych piosenkach. Ścieżkę dźwiękową PODNIEŚ GŁOS tworzą często utwory artystów alternatywnych, które rzadko kiedy można usłyszeć w mainstreamowych rozgłośniach. Osoba odpowiedzialna za ten segment z pewnością kocha nieszablonową muzykę, co słychać w serialu praktycznie na każdym kroku. Dobra reżyseria, miła dla oka oprawa wizualna, świetna ścieżka dźwiękowa. Gdyby tylko jeszcze fabuła była wciągająca, a postacie prawidłowo napisane, mielibyśmy do czynienia z wyjątkową produkcją.  Twórcy serialu, odwrotnie niż Lou Mazzuchelli, nie zdecydowali się jednak pokazać środkowego palca poprawności politycznej i poszli po linii najmniejszego oporu. Wynikiem tego dostaliśmy ładnie opakowany produkt, niewyróżniający się jednak niczym specjalnym wśród konkurencji. PODNIEŚ GŁOS zostało skasowane i jest to dobra decyzja. Jeśli drugi sezon miałby nawiązywać do swojego poprzednika pod względem treści, to nawet sprawna reżyseria nie byłaby w stanie uratować go przed totalną porażką.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj