Znany gameplay, kilka pomocnych nowości oraz fatalna warstwa techniczna - tak w największym skrócie można podsumować tegoroczne odsłony serii Pokemon: Scarlet oraz Violet.
Poniższy tekst pisany jest na podstawie gry Pokemon Violet. Musicie jednak wiedzieć, że obie wersje tej produkcji (Scarlet i Violet) różnią się od siebie jedynie niewielkimi szczegółami. Fabuła i podstawowe założenia rozgrywki są takie same w obu przypadkach.
Kolejny rok, kolejne Pokemony. Odsłony
Violet i
Scarlet zabierają graczy do regionu o nazwie Paldea, który inspirowany jest Półwyspem Iberyjskim, a zwłaszcza Hiszpanią. Tereny te będziemy przemierzać przez kilkadziesiąt godzin. Zajmiemy się między innymi walką z trenerami i potężnymi Tytanami, a także odkrywaniem sekretów związanych z legendarnym Pokemonem, którego otrzymujemy na samym początku przygody i służy on nam jako...wierzchowiec. Wszystko to – a jakże! – by najlepszym być i złapać je wszystkie!
Podstawowe założenia zabawy nie uległy w zasadzie żadnym zmianom i całość nadal skupia się na zdobywaniu kolejnych odznak przy jednoczesnym uzupełnianiu Pokedexa i dbaniu o stan naszej drużyny. Deweloperzy zadbali jednak o kilka nowości, które urozmaicają te najbardziej znajome elementy. I tak obok klasycznych "gymów" dostajemy też zmagania ze wspomnianymi Tytanami oraz członkami grupy złoczyńców znanej jako Team Star. Mimo wszystko całość sprowadza się przede wszystkim do starć i to na nich spędzimy najwięcej czasu. Warto więc przypomnieć sobie mocne i słabe strony każdego rodzaju Pokemonów, a także zaznajomić się z zupełnie nowym fenomenem, który powoduje ich "krystalizowanie się", zwiększając tym samym ich możliwości bojowe.
Mocno zmieniła się struktura rozgrywki. Game Freak postawił na niemal całkowicie otwarty świat. W zasadzie tuż po rozegraniu krótkiego samouczka jesteśmy rzucani na głęboką wodę i możemy udać się w dowolnym kierunku. Tylko od nas zależy czy będziemy podążać tropem gymów czy też po prostu pokręcimy się po świecie w celu powiększenia naszej wirtualnej kolekcji. To naprawdę dobry krok i mam nadzieję, że stanie się on standardem.
Jeśli zaś chodzi o same Pokemony, to nie mogło zabraknąć zupełnie nowych stworków. Game Freak najwyraźniej chciał, by gra stała się viralem jeszcze przed premierą i zadbał o kilka naprawdę ciekawych, uroczych czy wręcz "memicznych" stworków. Wystarczy wspomnieć na przykład o przesłodkim Fidough, czyli piesku zrobionym z ciasta, czy Oinkologne – wyglądającym jak świnka, która przesłuchała o jeden album My Chemical Romance za dużo. Same startery mogą się podobać. Miałem wielki dylemat pomiędzy trawiastym Sprigatito i wodnym Quaxlym. Ostatecznie wygrało moje zamiłowanie do kotów.
Podstawy rozgrywki są takie jak we wcześniejszych odsłonach, ale przy bliższym zapoznaniu się można dostrzec sporo nowości i interesujących poprawek. To rzeczy, które najlepiej opisuje angielski zwrot "QOL", czyli "quality of life", bo rzeczywiście poprawiają one jakość wirtualnego żywota w Paldei. Jest tego sporo – pewne rzeczy można początkowo pominąć i zauważyć dopiero po kilku godzinach. Mowa o takich usprawnieniach jak oznaczanie pozycji Pokemonów na (mini)mapie czy proszenie o porady w Pokestopach. Do gustu najbardziej przypadły mi te zmiany, które mają na celu zautomatyzowanie zabawy w pewnym stopniu: możliwość uzdrawiania członków naszej drużyny przy pomocy jednego przycisku czy opcja auto-battle (polegająca na puszczeniu wolno Pokemona, by ten walczył z wrogami bez naszego udziału) to coś, bez czego nie wyobrażam sobie dalszych odsłon serii.
Sprawdzona i nadal bardzo grywalna formuła w połączeniu z szeregiem niewielkich, acz pomocnych poprawek brzmi jak przepis na sukces. Niestety sprawa z
Pokemon Violet i
Scarlet nie jest tak prosta. Owszem, gra się w to bardzo przyjemnie, ale przez niemal cały czas natrafia się na mniejsze lub większe błędy i niedoróbki, a jakość oprawy graficznej i ogólny poziom "dopracowania" pozostawiają naprawdę wiele do życzenia. Produkcja ma ogromne problemy z utrzymywaniem stabilnych 30 klatek na sekundę i spadki płynności są tu na porządku dziennym. Co gorsza, warstwa wizualna w żaden sposób tego nie usprawiedliwia, bo jest ona po prostu brzydka – odstaje nie tylko od konkurencyjnych tytułów dostępnych na dużo potężniejszych sprzętach Sony czy Microsoftu, ale i od innych tytułów ze Switcha.
Na domiar złego sporo tu błędów, które dodatkowo psują odbiór całości. Kamera czasami pokazuje to, co znajduje się gdzieś pod teksturami, a modele i animacje potrafią wariować – muszę przyznać, że momentami bywa to zabawne. Co jednak zabawne nie jest? Wyrzucanie do menu konsoli – w trakcie gry zdarzyło mi się to kilka razy. I choć autozapis ratował mnie przed utratą postępów, to i tak bywało to bardzo irytujące.
Znany i lubiany gameplay w
Pokemon Violet w dalszym ciągu bawi, choć nie sposób nie odnieść wrażenia, że coroczny cykl wydawniczy zaczyna przypominać serię
FIFA. Każda kolejna odsłona oferuje bowiem przede wszystkim "aktualizację składu" o nowe stworki i jedną (góra dwie) nowe mechaniki, podczas gdy cała reszta od lat stoi w miejscu. Przejście na otwarty świat to co prawda krok w dobrym kierunku, ale stan techniczny i widoczny na każdym kroku brak dopracowania potrafi momentami popsuć zabawę. Po tylu latach – i od takiej marki, która zarabia ogromne pieniądze – chciałoby się czegoś więcej.
Plusy:
+ rozgrywka nadal bawi;
+ otwarty świat i więcej swobody;
+ projekty nowych Pokemonów;
+ sporo przydatnych poprawek.
Minusy:
- fatalna warstwa techniczna;
- rozczarowująca oprawa;
- duże problemy z wydajnością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h