The Isle of Armor to pierwsze duże rozszerzenie do Pokemon Sword i Pokemon Shield. Twórcy przygotowali sporo atrakcji, ale nie poprawili najbardziej irytujących problemów z podstawowej wersji gry.
Seria
Pokemon przyzwyczaiła graczy do specjalnych, rozszerzonych edycji, które wypuszczane były około roku po premierze oryginalnej wersji. Wraz z debiutem cyklu na Nintendo Switch postanowiono z tego zrezygnować i zastąpić bardziej klasycznym dla branży rozwiązaniem, czyli przepustką sezonową i dużymi rozszerzeniami. Pierwsze z nich, zatytułowane
The Isle of Armor, jest już dostępne i wprowadza m.in. nową lokację i stworzenia do złapania, ale niestety nie usuwa największych bolączek podstawki.
W dodatku udajemy się na tytułową wyspę, gdzie trafiamy pod skrzydła Mistrza Mustarda, trenera w sędziwym wieku, który zarządza lokalnym dojo. Staruszek daje nam trzy zadania, a za ich wykonanie otrzymujemy w nagrodę nieśmiałego i przeuroczego Kubfu, niepozornego Pokemona, który z czasem ewoluuje w jedną z dwóch wersji potężnego Urshifu. Nie ma co jednak oczekiwać tutaj ani jakiejkolwiek ciekawej historii, ani też ciekawych postaci – Mustard, towarzysząca mu Honey i nasz nowy rywal (w moim przypadku był to niejaki Avery) mają naprawdę mało kwestii i nawet po ukończeniu przygody ciężko jest cokolwiek na ich temat powiedzieć – ot byli i tyle.
Rozczarowuje również poziom trudności powierzanych nam zadań. Te są niezwykle proste i wykonuje się je błyskawicznie. Podobnie sprawa wygląda z walkami z napotkanymi Pokemonami i innymi trenerami. Choć niektórym może być trudno w to uwierzyć, to pojedynki są jeszcze łatwiejsze niż w podstawowej wersji gry, co wynika przede wszystkim z różnic w poziomach. Swoją przygodę w
Isle of Armor rozpocząłem z drużyną na 80-90 poziomie, a na mojej drodze stawali oponenci z 60-70 poziomem, których byłem w stanie pokonać, naciskając jeden przycisk. Szybko zdecydowałem się więc na pewne roszady w moim składzie i zabranie ze sobą stworków mniej rozwiniętych, ale nawet wtedy z niczym się nie męczyłem.
Trzeba jednak zauważyć, że
Pokemony wyglądają tak już od dłuższego czasu i naprawdę trudno mi przypomnieć sobie ostatnią grę z tej serii, która byłaby bardziej wymagająca. Jeśli więc nie oczekujecie od tego cyklu wyzwań, to teraz czas na nieco lepsze wiadomości. Rozszerzenie zawiera zaskakująco dużo nowej zawartości, jak na DLC. Sama wyspa jest dość duża i zróżnicowana, bo znalazło się tu miejsce zarówno dla lasu, jaskiń, wysepek, a nawet pustyni. Każdy z biomów zamieszkują zaś inne stworzenia do złapania.
Zadbano też o dodatkowe aktywności i otrzymaliśmy m.in. nowe stroje i fryzury, dzięki którymi możemy zmienić wygląd naszej postaci, a także… poszukiwanie poukrywanych Digletów, które pełnią funkcję nietypowej „znajdźki”. Tych charakterystycznych, podziemnych Pokemonów jest tutaj aż 150, więc miłośnicy wszelkiej maści zbieractwa powinni być zadowoleni. Szkoda jedynie, że na wyspie zabrakło miejsca dla innych trenerów…
Niestety – twórcy nie wykorzystali okazji do tego, by w
Isle of Armor poprawić największe mankamenty podstawowej wersji gry. Grafika nadal pozostawia wiele do życzenia i
Pokemon Sword / Shield to bez wątpienia jedne z najbrzydszych gier na wyłączność Nintendo Switch. Zasięg widzenia jest bardzo niski, a lokacje są płaskie i pozbawione życia. W dalszym ciągu rozczarowują też nijakie animacje ataków, które nie odbiegają od tych z czasów Nintendo 3DS.
Zmianie nie uległy też opcje sieciowe, a łączenie się z innymi graczami to nadal bardzo frustrujące doświadczenie. Również walki w raidach z innymi graczami potrafią porządnie napsuć krwi, bo w dalszym ciągu wiąże się to z oczekiwaniem na znalezienie kompanów, a później oglądaniem długich, niemożliwych do pominięcia animacji.
Dodatek z jednej strony oferuje całkiem sporo zawartości, jednak ta zainteresuje przede wszystkim tych graczy, którym nie przeszkadza powtarzalność. Sama „fabuła” to kwestia 3-4 godzin, później nie pozostaje nic innego, jak tylko zająć się wypełnianiem Pokedexu czy poszukiwaniem Digletów. Te opcjonalne zadania szybko mogą okazać się jednak nudne.
Sam bawiłem się całkiem nieźle i dodatek był dla mnie miłym powrotem do przyjemnej gry, o której przez te kilka miesięcy zdążyłem zapomnieć. Jestem jednak przekonany, że
Isle of Armor nie zatrzyma mnie na dłużej i za kilka lub kilkanaście dni czeka mnie kolejna przerwa, prawdopodobnie do debiutu drugiego rozszerzenia, czyli
The Crown Tundra.
Plusy:
+ wspaniały Kubfu;
+ spora nowa lokacja;
+ jeszcze więcej Pokemonów do zdobycia;
+ zabawa w kolekcjonowanie nadal wciąga.
Minusy:
- żadnej poprawy w grafice i opcjach sieciowych;
- bardzo niski poziom trudności;
- główny „wątek fabularny” jest bardzo krótki;
- powtarzalny endgame.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h