Pół króla z pewnością nie jest powieścią historyczną. Jak najbardziej można ją zakwalifikować do fantastyki, ale bez dużego natężenia fantasy. To już ją wyróżnia pośród innych pozycji tego pokroju. Zatem nie znajdziemy w Połowie króla magicznych stworzeń, magów strzelających zaklęciami i temu podobnych atrakcji. Natomiast są pewne wypróbowane elementy fabuły, po które Joe Abercrombie sięgnął, ale to w tym przypadku jak najbardziej na plus. Yarvi jest czarną owcą w rodzinie, plamą na honorze genów królewskiego rodu. Pogardzany syn został odrzucony przez wszystkich łącznie z matką. Powodem było to, że urodził się z niedorozwiniętą ręką. A przecież król powinien być silny, męski, piękny i w ogóle. Nasz wyrzutek, co ciekawe, nie specjalnie przejmuje się swoją mizerną pozycją. Czuje się zupełnie szczęśliwy, bo ma w perspektywie zostanie Ministrem. Oczywiście, jak to zwykle bywa, świat młodzieńca runął. Tak, zdrajca w rodzinie, tu żadnego zaskoczenia nie będzie. Abercrobie, jak wspomniałam, gra dobrze znanymi miłośnikom fantastyki kartami. Książątko sięgnęło dna, ciężki los zahartował go stosownie do przyszłych wydarzeń. W międzyczasie dołącza do bandy szemranych typów, którzy koniec końców okazują się całkiem szlachetnymi osobnikami.
Źródło: Rebis
Ktoś by mógł powiedzieć, że to wyświechtane motywy, ale to, w jaki sposób pisarz je użył, i to, jak opowiada historię, wiele mówi o jego pisarskim kunszcie. Moim zdaniem nie sztuka jest wymyślić jakąś wydumaną fabułę, a potem zanudzić czytelnika. Pół króla porywa czytelnika bez reszty, tę książkę po prostu się pochłania. Widać, że Abercrombie postawił na wartkość akcji i język. Nie znajdziemy kwiecistych opisów ani moralizowania poprzez monologi bohaterów. I nie sili się na grę z czytelnikiem. Narrator także niespecjalnie stara się wejść w duszę postaci. Jest to jak najbardziej na plus. Sama historia biegnie wartko i wbrew pozorom jest dość nieprzewidywalna, ale twisty w akcji nie są wydumane, powiedzieć by się chciało, że są „jak to w życiu bywa”.
Zatem pędzimy! Pędzimy, by zderzyć się ze ścianą zakończenia. W obliczu finału szczęka opada, a oczy szeroko się otwierają. I o to właśnie chodzi. Przyznam, że dawno tak przyjemnej książki nie czytałam. Cieszę się natomiast, że jest to część trylogii, bo zapowiada się bardzo ciekawie. Jest to moja pierwsza styczność z Joem Abercrombiem, ale czuję, że nie ostatnia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj