Halloween w wykonaniu twórców serialu Brooklyn Nine-Nine jest takie, jakie mogliśmy oczekiwać - zwariowane, momentami głupkowate i bardzo nietypowe. W centrum stoi zakład pomiędzy Peraltą i Holtem - bohater ma ukraść z biura szefa medal. Jego próby dają mieszane efekty, ponieważ nie zawsze prezentuje on odpowiedni dla tego serialu poziom humoru. Niektóre gagi z tym związane nie wychodzą najlepiej i są po prostu dziwne, a nie śmieszne. Cały wątek mogę jednak zaliczyć do udanych - zwłaszcza jego finał (z wyczynami załogi) zapewnia sporo wrażeń i śmiechu. Chociaż Peralta musi ich przekupić, współpraca na pewno jest efektem poprzedniego odcinka, gdzie relacje w grupie wyraźnie się zacieśniły. To umożliwiło mu w ogóle poproszenie ich o pomoc, bo przecież Peralta z początku sezonu nawet nie pomyślałby o tym, że cokolwiek może zrobić inaczej niż w pojedynkę.
[video-browser playlist="634344" suggest=""]
Nieustanny rozwój bohaterów jest jednym z najważniejszych aspektów Brooklyn Nine-Nine. Szczególnie odczuwalne jest to w wątku Santiago i Boyle'a, którzy mają kostiumową misję w Halloween. Parę zabawnych scen, trochę banału, ale efekt satysfakcjonuje (zwłaszcza ze strony zabawnych reakcji Santiago, która szczerze nienawidzi tego święta). Doprowadza to do sympatycznego ocieplenia relacji całej grupy z Boyle'em i ukazania sztuki pomysłowych kostiumów.
Sporo humoru dostajemy w historii Terry'ego i Diaz. Dzięki temu poznajemy też wiele faktów z życia twardej policjantki. Twórcy prowadzą ten wątek w swój specyficzny sposób, dostarczając nam niemało śmiechu. Terry i Diaz nieźle się uzupełniają, bo oboje sprawiają wrażenie twardzieli, ale wewnątrz ukrywają inne oblicze. Świetnie, że scenarzyści potrafią wykorzystywać różne wariacje relacji pomiędzy postaciami, dzięki czemu nie ma odczucia powtarzalności.
Brooklyn Nine-Nine daje nam kolejny dobry odcinek, w którym serial potwierdza wszystkie swoje zalety. Mogło być lepiej, lecz kilka gagów do mnie nie przemówiło.