W centrum odcinka stoi wątek Adama, któremu szykuje się szkolna potańcówka. Problem polega na tym, że mały Goldberg nie umie tańczyć, a chce zaimponować ukochanej. Obserwujemy zabawne i nieporadne perypetie chłopaka, który próbuje nauczyć się tańca. Jego rozmowy z siostrą dostarczają frajdy, a współpraca z bratem jest typowo głupkowata i niepoważna. Zabawa zaczyna się, gdy Adam posuwa się do desperackiego kroku - poproszenia matki o pomoc. Po tylu odcinkach mogliśmy się spodziewać, że będzie to wielki błąd, bo pani Goldberg jak zawsze jest szalona, nadopiekuńcza, a tym razem też przekomiczna.

Twórcom udaje się poruszyć w sposób niezwykle przyjemny wątki relacji rodzinnych, które nasycone są odpowiednią dawką emocji. Widzimy to w próbie siostry Adama, która chce odciągnąć matkę od potańcówki, oraz w samych scenach w szkole, gdzie pani Goldberg musi "dojrzeć" i dać swojemu synowi trochę przestrzeni. Robi to oczywiście w sposób wzbudzający sympatię i uśmiech. Można rzec, że w relacji matki z Adamem dochodzi do kompromisu i pogodzenia potrzeb (w odróżnieniu od dotychczasowej skrajności).

Wątek Murraya, który ma Barry'emu opowiedzieć o seksie, jest zaledwie poprawny. Ich przekomarzanie się, nieumiejętne próby wyjaśnienia sprawy są momentami przekombinowane i nieśmieszne. Na plus wypada jedynie sam fakt poważnej rozmowy syna z ojcem, bo posiada w sobie coś budującego i ma kluczowy wpływ na rozwój postaci. Właśnie to jest w The Goldbergs dobre - nie mamy tutaj komizmu dla samego śmiechu, ale też postacie, które należy rozbudowywać.

The Goldbergs oferuje nam tym razem zdecydowanie więcej dobrych gagów niż poprzednio, dostarczając rozrywki na wysokim poziomie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj