Sympatyzujący z zombiakami mogli przed przerwą w końcu odetchnąć z ulgą. Oto po tylu odcinkach kręcenia się w pobliżu więzienia niezastąpionym nieumarłym w końcu udało się zdobyć (z "drobną" pomocą Gubernatora) twierdzę Ricka i reszty. Dodatkowym smaczkiem podkręcającym atmosferę było uśmiercenie podczas szturmu dwóch istotnych dla fabuły postaci oraz pozbawienie bezpiecznego schronienia pozostałych bohaterów, którzy od tej pory będą zdani tylko na siebie.

Mając w pamięci tak rewolucyjne zmiany, widz od grudnia zmuszony był zastanawiać się, w którąż to stronę twórcy The Walking Dead zdecydują się teraz pójść. Będąc już po seansie dziewiątego odcinka, można zaryzykować wniosek, że wszystkie te dramatyczne zwroty akcji mogą wyjść całej historii tylko na dobre, a stary, dobry klimat postapokaliptycznego survivalu wrócił do łask.

W najnowszym odcinku nasza uwaga zostaje podzielona pomiędzy dwa obozy. Obserwujemy zarówno losy Michonne, wędrującej przez świat po raz kolejny z parą unieszkodliwionych zombie, jak i panów Grimesów, którzy zmuszeni będą radzić sobie z kryzysem niszczącym pomału ich relację.

Cieszy więc fakt, że nowy odcinek prezentuje wysoki poziom nie tylko pod względem technicznym. Zostajemy co prawda ponownie wrzuceni w klimat trudnej walki o przeżycie, gdzie kluczem do przetrwania jest przemieszczanie się, gdyż żaden dach nad głową nie może być zbyt pewny, niemniej jednak szczególnie godne uwagi jest to, że pod tą ciekawą zarówno wizualnie, jak i emocjonalnie warstwą (w końcu zombie zgodnie z prawidłami konwencji są groźni i nieprzewidywalni) skrywa się zapowiedź zmian rozwijających charakter znanych postaci w nowym kierunku.

[video-browser playlist="617829" suggest=""]

Poświęcając nieco więcej uwagi Michonne, twórczy postanowili uraczyć nas retrospekcją z jej życia, a konkretnie: sprzed okresu, gdy zaczęła być samotną mścicielką wyżynającą zombie samurajskim mieczem. Przy pomocy tego sprytnego zabiegu czasowego mogliśmy przede wszystkim spojrzeć na niewzruszoną dotąd bohaterkę bardziej ludzkim okiem, jako na kobietę, która również niesie za sobą ciężki bagaż doświadczeń, a jej obecna poza osoby twardszej od braci Dixonów jest tak naprawdę sposobem na radzenie sobie z wagą własnej przeszłości. Co ciekawe, cały wątek został przedstawiony w taki sposób, że co niektórzy mogli zwątpić w kondycję psychiczną twardej bohaterki. Kolejne odcinki zapowiadają się interesująco chociażby z tego względu, że zobaczymy, w którą stronę będzie zmierzać niezachwiana dotąd w swojej pewności siebie Michonne.

W kontekście tych wydarzeń opuszczenie więzienia można uznać za czynnik przywracający dramatyczne wspomnienia. Świat poza murami, mimo że bardziej niebezpieczny, był w końcu też bardziej ludzki - w przeciwieństwie do hermetycznego świata placówki, w której schowali się bohaterowie. Dając tylko namiastkę normalnego życia, chcąc nie chcąc była tylko substytutem bezpiecznej przystani, jaką do tej pory dla wszystkich bohaterów był ich dom. Tymczasem na zewnątrz, wciąż i wciąż trafiając na ślady dawnej obecności innych ludzi, można ze zdwojoną siłą dostrzec to, że kiedyś istniał inny świat oraz inni "my" - krótko mówiąc: coś, do czego nie ma już powrotu. Puste domy, opanowane gdzieniegdzie już przez zombie, zdają się tylko tę pustkę podkreślać. Dom jest zresztą figurą, która łączy w tym odcinku trójkę bohaterów. Nie bez znaczenia jest sam fakt, że to dom istotny dla jednej z postaci, co stanowi nie tylko metaforyczny, ale i dosłowny powrót do korzeni oraz próbę poradzenia sobie z męczącą realizmem przeszłością.

Wątek Michonne zmagającej się z demonami przeszłości przeplatany jest tutaj z historią Ricka i Carla, którzy próbują sobie radzić ze stratą będącą czynnikiem niepostrzeżenie oddalającym ich od siebie. Interesujący wydaje się kierunek, w którym zmierza ta relacja. W momencie, gdy Rick nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa swojej rodzinie i przyjaciołom, coraz bardziej traci swój autorytet. W momencie, gdy nie trzeba już walczyć o utrzymanie bezpieczeństwa, ale wręcz o samo znalezienie go, synowsko-ojcowski związek zaczyna się sypać. Carl, coraz głośniej buntując się przeciwko postrzeganiu go jako dziecka, będzie starał się za wszelką cenę udowodnić, że może być godnym partnerem w walce, a nie tylko osobą, którą trzeba bronić. Młodzieńcza zuchwałość połączona z nadmiarem emocji kłębiących się pomiędzy tą dwójką bohaterów może stanowić niebezpieczną mieszankę, o czym zresztą mieliśmy szansę przekonać się niejednokrotnie już w tym odcinku. Niewątpliwie naszym bohaterom (odzwyczajonym od perspektywy ciągłego zagrożenia) trudno będzie powrócić do świata, gdzie niebezpieczeństwo może przyjść w każdej chwili, a jedyną ochroną przed nim jest nieustanna czujność, a nie grube mury więzienia.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj