Słowa bohatera trzeba jednak traktować jak zakamuflowaną deklarację twórców serialu. "The Empty Hearse" nie koncentruje się bowiem na tym, jak człowiek może przeżyć skok z dachu szpitala. Pierwszy odcinek nowego sezonu opowiada o czymś zdecydowanie bardziej skomplikowanym. O tym, jak pogodzić się z faktem, że po dwóch latach po swojej śmierci nasz najlepszy przyjaciel pojawia się z uśmiechem i radosnym okrzykiem "Not dead".
Znawcy kanonu wiedzą, że w "The Empty House" (na którym "The Empty Hearse" bardzo luźno bazuje) doktor Watson na widok Sherlocka po prostu mdleje. Serialowy John jest jak najdalszy od omdleń. Pojawienie się przyjaciela (który zgodnie z kanonem zjawia się w przebraniu) wcale nie budzi w nim radości czy wzruszenia. John jest wściekły i trudno mu się dziwić, bo przecież widzieliśmy, jak bardzo cierpiał po jego śmierci. Sherlock wydaje się w ogóle nie rozumieć, skąd bierze się irytacja Watsona. Nie jest też do końca w stanie pojąć, że przez te dwa lata, które minęły od jego zniknięcia, John ułożył sobie życie na nowo, z dala od Baker Street. Cała sytuacja doskonale pokazuje, jak bardzo egocentryczną jednostką jest Sherlock. Jest w stanie wiele wydedukować, ale przez myśl mu nie przejdzie, że John nie będzie czekał, aż Sherlock powróci zza grobu. Wydaje się, że wyobrażał sobie, iż Watson przywita go tak, jak czyni to Lestrade, który na pojawienie się Sherlocka reaguje z radością i ulgą. Co więcej, irytację Johna pogłębia fakt, że - jak się dowiadujemy - sporo osób (w tym Mycroft) doskonale wiedziało, iż Sherlock swój samobójczy skok przeżył. Jednak od samego początku nie ma wątpliwości, że bohaterowie nie mogą się na siebie długo boczyć. Bo Holmes potrzebuje swojego Watsona nie mniej, niż Watson potrzebuje Holmesa.
Nim jednak bohaterowie się pogodzą, Sherlock próbuje znaleźć nowego towarzysza swoich śledztw. Niestety - do tej roli zdecydowanie nie nadaje się jego brat, Mycroft (choć jest równie biegły w sztuce dedukcji, to jednak nie wydaje się zainteresowany tak prozaicznym wykorzystaniem swoich talentów), ani też urocza Molly, która mimo że jest bardzo przywiązana do Sherlocka, to jednak nigdy nie będzie umieć tak jak John z dystansem i zainteresowaniem podejść do świata zbrodni. Być może na towarzysza detektywa nadawałby się Anderson, o którym dowiadujemy się, że przez ostatnie dwa lata poświęcił się udowadnianiu, iż Sherlock żyje. Przez większość odcinka obserwujemy więc Holmesa szukającego zastępstwa za Johna - i coraz bardziej uświadamiającego sobie, że nie jest w stanie funkcjonować bez swojego najlepszego przyjaciela.
[video-browser playlist="616924" suggest=""]
Co ciekawe, twórcy zdecydowali, że osobą, która zbliży do siebie bohaterów, będzie Mary Morstan. Wielu fanów nie było zachwyconych wprowadzeniem do serialu narzeczonej Watsona, jednak ta decyzja (zgodna z kanonem, od którego serial często odbiega) okazała się strzałem w dziesiątkę. Mary nie jest zazdrosna o Sherlocka, nie chce rozbić przyjaźni. Wręcz przeciwnie - doskonale zdaje sobie sprawę, że jej narzeczony jest zdecydowanie szczęśliwszy, kiedy może rozwiązywać kolejne detektywistyczne zagadki. Co więcej, między nią a Sherlockiem od razu nawiązuje się nić sympatii (łączy ich troska o Johna oraz niechęć do jego wąsów) i nietrudno nam sobie wyobrazić, że detektywistyczny duet zamienia się w trio, zwłaszcza że to ona zachęca Johna, by spotkał się z Sherlockiem i spróbował mu przebaczyć. Nawet zagrożenie terrorystyczne, które skłania Mycrofta do sprowadzania Sherlocka z powrotem do Londynu, jest w odcinku potraktowane jako pretekst do odbudowania relacji pomiędzy Johnem i Sherlockiem. Dramatyczna scena z tykającą bombą w tle (tak na marginesie - wydaje się, że pomysł na atak terrorystyczny został ściągnięty z "V jak Vendetta") zostaje wprowadzona niemal wyłącznie po to, by John mógł przebaczyć Sherlockowi i przyznać, jak ważny jest dla niego przyjaciel. Z jednej strony nie ma wątpliwości, że fani będą zachwyceni faktem, iż twórcy skoncentrowali się na emocjach bohaterów; z drugiej trudno nazwać "The Empty Hearse" odcinkiem serialu detektywistycznego. Zagadek tu niewiele, a ta największa (kto naraził Johna na śmierć w płomieniach) pozostaje chwilowo bez odpowiedzi.
A co ze skokiem z dachu? Twórcy świadomi, że w obliczu tylu teorii nie są w stanie przedstawić wersji, która zadowoli wszystkich, decydują się na specyficzną grę. Zamiast udawać, że nie wiedzą o licznych teoriach fanów, czynią z nich część historii. Niemal przełamując czwartą ścianę, wprowadzają do odcinka mniej lub bardziej prawdopodobne koncepcje, dając znak fanom, że doskonale wiedzą, co działo się przez ostatnie dwa lata w Internecie. Jednocześnie, kiedy w końcu decydują się opowiedzieć własną wersję (która, co trzeba przyznać, jest mało porywająca), nie mamy do końca pewności, czy rzeczywiście tak się wszystko odbyło. To znakomite zagranie - jeśli nie spodoba się nam wersja, którą przedstawia Sherlock, pozostajemy z nadzieją, że wielki detektyw nie mówi całej prawdy. Przy czym trzeba powiedzieć, że niektóre z przedstawionych teorii (zwłaszcza ta, w której udział miał Moriarty) brzmią jak żywcem przeniesione ze stron fan fiction.
"The Empty Hearse" jest przy tym wszystkim odcinkiem niesamowicie zabawnym. Trudno się nie śmiać, widząc interakcje Sherlocka z jego rodzicami (których grają prawdziwi rodzice Benedicta Cumberbatcha), słuchając uwag pani Hudson odnośnie zaręczyn Johna czy obserwując, jak rozwija się wątek znienawidzonych przez internautów wąsów doktora Watsona. Jednocześnie spora dawka humoru odwraca uwagę od faktu, że odcinek jest nieco chaotyczny, a choć sprawdza się jako dopełnienie drugiego sezonu, to jednak sporo mu brakuje do najlepszych historii z serialu. Wydaje się, że twórcy chcieli przede wszystkim zadowolić fanów (bo to jest odcinek głównie dla nich) i po dwóch latach nieobecności wprowadzić nas z powrotem w świat współczesnego Sherlocka. Jednocześnie widać, że są zdecydowanie odważniejsi w sposobie, w jaki wprowadzają nowe, nieobecne w kanonie wątki. Jednak nawet jeśli będziemy kręcić nosem na strukturę odcinka, to aktorstwo i reżyseria nadal pozostają bez zarzutu. Oprócz doskonałych w swoich rolach Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana, uwagę przyciąga przede wszystkim znakomita Amanda Abbington w roli Mary. Jeśli widzowie pokochają tę postać, to właśnie dzięki angielskiej aktorce, która nie ma najmniejszych problemów w przekonywaniu nas, że Mary będzie Johnowi i Sherlockowi pomagać, a nie przeszkadzać. Nie zrezygnowano też z ciekawych zabiegów realizatorskich, pięknych ujęć i nietypowego sposobu na pokazanie procesu dedukcji Sherlocka. Wszyscy, którzy bali się, że po zmianie reżysera Sherlock straci swój charakterystyczny styl, mogą odetchnąć z ulgą.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam "The Empty Hearse", nie miałam wątpliwości - to odcinek kręcony z myślą o fanach. Odwołuje się do fenomenu, jakim stał się Sherlock, dostarcza scen, o których mogą marzyć widzowie, delikatnie przekracza granice między fikcją a rzeczywistością. Nie mam nic przeciwko temu w epizodzie, który kończy dwuletni okres oczekiwania, jednak liczę na to, że następne będą już nieco mniej skoncentrowane na spełnianiu marzeń najbardziej zagorzałych fanów. Zresztą ostatnie ujęcia "The Empty Hearse" pokazują, że na Sherlocka czeka przeciwnik równie niebezpieczny jak Moriarty. Czekanie skończone. The game is on.
Katarzyna Czajka jest znana również jako Zwierz Popkulturalny. Prowadzi bloga zpopk.pl.
PS Liczba gwiazdek nie jest oceną recenzentki, która odmawia oceny tego rodzaju. Szanując jej decyzję, a nie mogąc opublikować recenzji bez oceny gwiazdkowej ze względów technicznych, sami wpisaliśmy byle co.