Początek drugiej serii serialu "The Leftovers" to jakże znany dla nas motyw, po raz pierwszy zastosowany dokładnie 10 lat temu przez nikogo innego, a Damona Lindelofa – w pierwszym odcinku drugiego sezonu „Lost” poznaliśmy świat do tej pory nieeksplorowany, który został zakłócony przez głównych bohaterów. Na początku tegorocznej odsłony „Pozostawionych” w świecie Murphych, wyjątkowo dobrze streszczonym w pierwszym odcinku, pojawia się rodzina Garveyów. By zaś poznać ich historię, znów musieliśmy się cofnąć odrobinę w czasie. Na szczęście już nie do czasów prehistorycznych, a do dokładnie tego momentu, w którym z bohaterami rozstaliśmy się rok temu – na werandzie z Norą trzymającą w rękach niemowlę. Tym ciekawsze jest szybkie rozwiązanie wydarzeń w Mapleton. Załatwienie sprawy z Patti, adopcja dziecka, sprzedanie domu przez Norę, wyjście ojca Kevina z psychiatryka – to kilka scen, które umiejętnie zamykają ten rozdział i pozwalają na wejście w kompletnie nową historię, którą szykują dla nas Perrotta i Lindelof. Na dodatek co najmniej dwie z nich wypadły rewelacyjnie – pierwsza z nich to rozmowa Kevina, Nory i Jill na początku odcinka, gdy wyjawiają swoje sekrety, druga zaś to sekwencja przy akompaniamencie „Where Is My Mind” zespołu Pixies. Okazuje się jednak, że zostawienie wszystkiego ze sobą wcale nie oznacza, że bohaterowie porzucili traumatyczną przeszłość. Najbardziej dostaje się oczywiście Kevinowi, który nie tylko stara się utrzymać w ryzach swoją rodzinę, ale także swoją psychikę, co udaje mu się ze zmiennym skutkiem. To cały czas jedna z moich ulubionych postaci serialowych, rewelacyjnie zagrana przez Justina Theroux. Pytanie tylko, czy kolejny bohater, który nie opuszcza Kevina na krok, jest tylko jego własnym sumieniem, czy może w jakiś niewyjaśniony (och, jakie charakterystyczne dla „Pozostawionych” słowo) sposób zjawa ma możliwość nie tylko psychicznego, lecz także fizycznego kontaktu z bohaterem. [video-browser playlist="754783" suggest=""] I gdy wydaje się, że po pierwszym odcinku już nic nas nie może zdziwić, twórcy po raz kolejny rzucają nam wątki, które piekielnie intrygują. Ten, który przemycany jest już w samym tytule „A Matter of Geography”, skupia się na bardziej naukowej formie wytłumaczenia zniknięcia 2 procent ludzkości. Co, jeśli to kwestia miejsca? Albo w mniejszej formie, jak pokój, lub w znacznie większej, jak miasto – w tym przypadku Jarden. To prawdopodobnie ślepy trop, przynajmniej mam taką nadzieję. „The Leftovers” to przecież ten serial, w którym jedną z przyjemności jest ta niewiedza. Drugi zaskakujący wątek to oczywiście ten ukazany pod koniec pierwszego odcinka, tym razem z perspektywy Kevina… i wygląda on jeszcze bardziej intrygująco oraz szalenie! Uwielbiam to, jak bardzo świadomie podchodzą twórcy do serialu. „The Leftovers” odrobinę mniej intrygują mnie światem, który został przedstawiony w Jarden, ale to cały czas dzieło, które dźwigane jest na zmęczonych barkach bohaterów. Czasem zbliżają się oni niebezpiecznie do swojej własne karykatury, jak w genialnej scenie rozmowy na początku, choć momentami delikatnie ją przekraczają, jak np. podczas licytacji nowego domu. Ta świadomość wspaniale pokazana jest w pytaniu Patti, czy Kevin jest częścią historii Murphych, czy może jest na odwrót. Tak czy inaczej, oglądanie „The Leftovers” to ogromna przyjemność. To inny świat, choć ten sam klimat, który zauroczył mnie rok temu. To nadal balansowanie na cienkiej granicy dobrego smaku i pretensjonalności, ale pewnie im dalej w historię, tym z większym entuzjazmem będziemy przyjmować szaleństwa Lindelofa i Perrotty. To permanentna niewiedza, co stanie się później. Zresztą to także niewiedza, co stało się wcześniej. Widzowie, tak jak bohaterowie, żyją tylko tajemniczą teraźniejszością. A jesteśmy dopiero na początku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj