Fakt, że w końcówce poprzedniego odcinka wreszcie doszło do zbliżenia Marty'ego i Jeannie, można uznać za ruch oczekiwany. W końcu każdy widz wiedział, że oni muszą skończyć razem. Wbrew pozorom ukazanie ich jako pary w finale wygląda zaskakująco solidnie. Taki zabieg zawsze jest ryzykowny, bo często gdzieś zanikają zalety obu postaci, które napędzają serial - w tym przypadku była to rywalizacja Jeannie z Martym. Twórca Kłamstw na sprzedaż zawsze potrafi jednak zaskoczyć, przedstawiając wszystko w realistyczny sposób i nigdy nie oferując czegoś tak banalnego jak happy end.

Jeannie przez cały sezon była zła, podstępna i szalenie ambitna. Dążyła do celu bez względu na cenę, a takie zachowanie jest niebywale ryzykowne, gdyż ostatecznie może odbić się czkawką. Wygląda na to, że twórca serialu, Matthew Carnahan, właśnie to chciał pokazać w finale, ubierając fabułę w szaty historii miłosnej ze szczyptą tego, co w życiu najważniejsze. Mogliśmy oczekiwać, że chęć Jeannie do sprzedania informacji na temat klienta powróci, by sprawić sporo problemów, ale nie spodziewałem się, że przybierze to aż takie rozmiary. Sceny w biurze ogląda się z odpowiednią dawką napięcia, gdyż już wówczas wiemy, kto za tym stoi. Pozostaje jedynie oczekiwanie, kiedy Jeannie się przyzna i jaki będzie to miało wpływ na serial.

[video-browser playlist="632575" suggest=""]

Przez większość odcinków Jeannie sprawiała wrażenie, jakby chciała zemścić się na Martym za to, co zrobił w finale drugiej serii. Zraniona, ambitna kobieta stała się godnym przeciwnikiem dla Kaana, którego kilkakrotnie oszukała. Można założyć, że Marty powinien był przewidzieć, że skoro zrobiła tyle, by dotrzeć do tego miejsca, nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Jego osąd został zamglony przez uczucie, którym ją darzył, i przez to nie widział w niej kobiety pełnej wad oraz niespełnionych ambicji. I to właśnie w Kłamstwach na sprzedaż jest takie wyjątkowe - twórca pokazuje ludzkich, prawdziwych bohaterów pełnych wad i problemów, którzy próbują w tym świecie kłamstw osiągnąć jakieś szczęście, a wszystko okraszone jest umiarkowaną dawką humoru na wysokim poziomie. Marty i Jeannie byli tego blisko, ale wszystko wskazuje na koniec. Wątpię, by Kaan mógł wybaczyć coś takiego.

Dobrze też zakończono wątek Roscoe, który opierał się na związku z dziewczyną oraz na relacji z ojcem. Oba elementy sfinalizowano satysfakcjonująco i z wyczuciem. Szczególnie konfrontacja z Lex pokazuje Roscoe w zupełnie innym świetle. Nie jest to już niepewny siebie chłopak, który sam nie wie, jaka jest jego seksualność, ale mężczyzna, który dojrzał przez emocjonalne zranienie. 

House of Lies kończą się solidnym finałem dostarczającym emocji i wrażeń. Nie ma w nim szczególnych zaskoczeń (takich jak chociażby w odcinku 10.), ale udaje się zachować wysoki poziom trzeciej serii.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj