Streszczając poprzednie, nierecenzowane odcinki: Alan ma problem z Lyndsey, ponieważ ona woli Larry'ego. Nadal jednak uprawiają przygodny seks. Alan zaś zakumplował się z jej nowym facetem, bo w sumie całkiem niezły z niego gość. Schmidt nadal nie może znaleźć kobiety swoich marzeń i coraz trudniej wychodzi mu też spontaniczny seks z dziewczynami poznanymi w barze. Najlepiej radzi sobie Jenny, córka Charliego, która podrywa kogo wlezie i potrafi przekonać do swoich lesbijskich skłonności niemal każdą nowo spotkaną kobietę. Tyle w wielkim, fotograficznym skrócie. Całkowicie zrezygnowano (przynajmniej na razie) z obecności Jake'a, coraz rzadziej pojawia się też Berta. W jednym odcinku mieliśmy powrót mamy Waldena i jej koleżanki, Lindy Carter (sławetna Wonder Woman z lat siedemdziesiątych!).
Siódmy odcinek właściwie kontynuuje tradycję poprzednich, choć jest wyraźnie lepiej. Panowie jednak wyszli do baru i są świadkami kolejnych podbojów Jen. Sami też starają się nie być w tyle i poznają dwie urocze dziewczyny: blondynkę oraz rudą. Blondynka wpada w oko Schmidtowi, bo nie dość, że atrakcyjna, to jeszcze inteligentna. Ruda zaś to typowa słodka idiotka, więc idealnie pasuje do Alana.
Skoro jest szansa zaliczenia, to bierzemy dziewczyny do domu! I tutaj rozpoczyna się festiwal pomyłek i gagów. Całkiem niezłych zresztą. Ruda idiotka to powrót starych dobrych czasów starszego Harpera, który nie zawsze miał inteligentne kobiety u boku. Blondynka to natomiast idealna zdobycz dla Waldena, choć nieco nudnawa.
[video-browser playlist="633820" suggest=""]
W cały ten ambaras wplątuje się jeszcze Lyndsey, która choć zezwala Alanowi na spotykanie się z innymi, to jest wyraźnie zazdrosna, co pokazuje po pijanemu w ich domu, robiąc awanturę. Dzięki temu mamy szansę na powrót do normalności. Tyle że jak pokazuje końcówka... raczej nie, bo jednak obecność Larry'ego nadawała życiu intymnemu Harpera smaczku. Pobudzało to też Lyndsey.
Momentami jest zabawnie i kilka razy na mej twarzy pojawił się uśmiech. Teksty rudej ślicznotki, "Gdzie się podziała kanapa?!" albo "Ja, ja, ja!" na pytanie odnośnie ochotniczki do zobaczenia sztuczki ze znikającym penisem, były całkiem niezłe. Wiadomo, nie jest to humor najwyższych lotów, ale przy innych beznadziejnych odcinkach Dwóch i pół lepsze to niż nic.
Nie sprawdza się jedynie postać Jen. Córka Charliego jest dokładnie taka sama, jak ojciec, ale powielanie schematów przez inną osobę już tak nie bawi. Słabą rolę ma też Kutcher, ale to nie jego wina, że twórcy zrobili z przystojniaka i milionera totalną ofiarę losu. To już czasami Alan w swojej głupocie jest mądrzejszy i bardziej ogarnięty. Tak więc cały ciężar spoczywa na Alanie, a ten stara się jak może, ale brak mu wsparcia.
Problemem twórców jest brak pomysłu na postacie. Jake był słodki, dopóki nie dorósł; potem zrobiono z niego totalnego idiotę, co nie przystawało do wieku. Gdyby Jen była damskim odpowiednikiem Charliego, mogłoby to jeszcze zagrać, ale lesbijka, która potrafi poderwać każdą kobietę i przekabacić ją na swoją stronę? Serio? Trochę słaby motyw, mocno naciągany.
Niemniej czasami trafi się ciekawszy odcinek i takim właśnie jest ten. Momentami zabawny, momentami taki sobie, ale ogólnie na niewielki plus.