Początkowe minuty potwierdzają to, w co wielu widzów nie mogło uwierzyć - Wells nie żyje. Bardzo dobrze, że jednak tym razem - w odróżnieniu od sytuacji Jaspera - zdecydowano się na odważniejszy ruch po tak zaskakującym cliffhangerze. To w końcu buduje oczekiwaną otoczkę zagrożenia i niepewności, która powinna panować tutaj od samego początku.
Efekty morderstwa w grupie są jednak oczekiwane, a ich katalizatorem okazuje się nierozgarnięta główna bohaterka serialu. Jej zachowanie w tym odcinku strasznie irytuje, a jej decyzje są nieprzemyślane, impulsywne i czasem sprzeczne ze sobą. Kto by pomyślał, że Bellamy jednak może mieć głowę na karku i wiedzieć, co w danej chwili robić? Pierwsze sceny oskarżenia Murphy'ego zaskakująco się udają, bo pokazują społeczność bohaterów w innym świetle. Wychowani na zasadzie karania śmiercią za cokolwiek, nie widzą innej alternatywy dla osiągnięcia sprawiedliwości - nawet jeśli nie mają mocnych dowodów na to, czy w istocie Murphy to zrobił. Do momentu powieszenia panują emocje i napięcie; zaskakuje to, że twórcy posuwają się do tak drastycznych metod.
[video-browser playlist="634407" suggest=""]
Wszystko się psuje, gdy Charlotte przyznaje się do winy. Nagle krewcy krzykacze, którzy nienawidzą Murphy'ego i chcieli jego śmierci, stają się jego sojusznikami, a bohaterowie - obrońcami dziecka. W tym miejscu zaczyna razić brak konsekwencji w zachowaniu Clarke, która nagle przestaje chcieć śmierci winnej osoby. Staje się to mało wiarygodne, bo nie ma ona żadnego emocjonalnego związku z dziewczynką, a ukazanie jednej sceny, w której mówi, że jej nie wybacza, to zbyt mało, by można było uwierzyć. Clarke ma dobre serce, jest poczciwa i naiwna, ale można było jej charakter w tym motywie pokazać inaczej, prawdziwiej i emocjonalnie. Gdyby bardziej zaznaczono dylemat moralny Clarke pomiędzy sprawiedliwością a chęcią walki z narastającą anarchią, wrażenie byłoby o wiele lepsze. Na jej tle decyzje Bellamy'ego i jego zachowanie względem Charlotte są usprawiedliwione i naturalne. Plus jedynie za finał, gdzie dochodzi do ustalenia przywództwa, które może ciekawie rozwinąć akcję na planecie. Problem pojawia się w ostatniej wspólnej scenie Clarke i Finna, która z uwagi na stację The CW jest oczekiwana, ale twórcy wykazali się bardzo złym wyczuciem czasu.
Na stacji dzieje się sporo i jest nawet dobrze. Wszelkie próby naprawienia kapsuły, by wylądować na Ziemi, są sprawnie pokazane. Scenarzyści dobrze rozwijają cały koncept tego społeczeństwa, ich religii oraz czarnego rynku. Wbrew pozorom postać Raven sprawia pozytywne wrażenie i czuć w niej potencjał na atrakcyjny rozwój. Wydarzenia na stacji mogą nabrać bardziej interesującego wydźwięku z uwagi na kłopoty pani doktor, ale jakoś wątpię, by od razu skazano ją na śmierć. Pozostaje pytanie: co dalej, skoro wszystkie bransoletki się usmażyły?
The 100 ogląda się przyjemnie, ponieważ widać sporo niezłych rozwiązań i pomysłów, ale serial musi jeszcze wykrystalizować koncept, by pozostawiał po sobie lepsze wrażenie.