Gdyby nie pojawienie się w nowym odcinku w pełnej krasie Herr Starra, na którego czytelnicy komiksu czekali z zapartym tchem, znowu mielibyśmy duże powody do narzekań na Preacher, ponieważ wątki związane z naszymi głównymi bohaterami po prostu nie pasjonowały. Z drugiej strony wydaje się, że postawienie na pierwszym planie nowego złoczyńcy serialu było zamierzone, aby wprowadzić go do fabuły z odpowiednim rozmachem i starannością. Poza tym po mocnym wątku ze Świętym od Morderców, o którym jeszcze nie możemy zapominać, był to najlepszy moment, żeby na drodze Jessego stanął kolejny nietuzinkowy przeciwnik i podkręcił całą historię. Pip Torrens jest fantastyczny w roli Herr Starra. Trzeba pochwalić osoby zajmujące się castingiem; miały nosa co do tego brytyjskiego aktora. Ma groźny wygląd, a jego niesamowicie głęboki głos dodaje mu uroku. Torrens dzięki temu, że mówi i porusza się w specyficzny sposób, sprawił, że jego postać jest niezwykle wyrazista i aż chce się go oglądać jeszcze więcej na ekranie. I w ogóle nie ustępuje, jak na razie największemu złoczyńcy serialu, czyli Świętemu od Morderców. Twórcy postanowili od razu przedstawić jego przeszłość związaną z dołączeniem do organizacji Graal. Flashbacki pokazały, z kim mamy do czynienia;  dobrym rozwiązaniem było to, że pojawiły się one tak szybko. Po pierwsze dlatego, że zobaczyliśmy prawdziwe oblicze Herr Starra, który ma swoje bezwzględne i niezaprzeczalnie pomysłowe, choć bezwstydne, metody działania. Jest śmiertelnie niebezpieczny, ale przy tym całkowicie rozbrajający pod względem zachowania oraz ciętego języka. To czyni tę postać wręcz fascynującą. Po drugie sam sprawdzian Starra to pasmo śmiesznych, a zarazem brutalnych sytuacji, z których za każdym razem wychodził zwycięsko. Do tego muzyka w tle dodawała mu zabawnego wydźwięku, że trudno było się powstrzymać od śmiechu. O ile Święty od Morderców przede wszystkim rozsiewał atmosferę grozy i strachu, tak Starr jest totalnie nieprzewidywalną postacią, a przede wszystkim dostarcza dużą dawkę humoru. Taka odmiana zapowiada się świetnie, a także sprawia, że serial staje się różnorodny. W końcu też dowiedzieliśmy się, jak nazywa się ta tajemnicza organizacja, którą poznaliśmy kilka odcinków temu. Tutaj podjęto delikatny temat związany z religią, który nie każdemu może się spodobać, ponieważ żartowanie z Chrystusa niekoniecznie musi przypaść do gustu. Ale taka jest specyfika tego serialu, którego lepiej nie brać za bardzo na poważnie, tylko dać się ponieść zabawie motywami i na wszystko patrzeć z przymrużeniem oka. Wtedy ten humor zaczyna działać. Poza tym klarownie przedstawiono nam czym zajmuje się Graal, który eliminuje zagrożenia dla potomka Jezusa. To jest ważne, ponieważ została uzasadniona przyczyna działania tej organizacji, wyjaśniając przy tym, dlaczego teraz będzie ścigać Jessego. Ciekawe tylko, jak sobie poradzą wobec mocy Genesis, skoro lewitująca świnia w Wietnamie spowodowała drobne problemy Starrowi. Natomiast nasi główni bohaterowie po zeszłotygodniowym starciu ze Świętym dokończyli przetrząsanie barów jazzowych w Nowym Orleanie. Nawet zabawnie wypadły te sceny, kiedy Cassidy udawał martwego, a Tulip i Jesse teatralnie odgrywali swoje role. Jednak na większą uwagę zasługuje fakt, że Denis poprosił ojca, aby go przemienił w wampira. Niespodziewanie w Preacher wybrzmiała nutka dramatu i powagi, co nawet jest niezłą odmianą dla różnych brutalnych czy komediowych scen. Ten temat zawsze jest maglowany, kiedy mamy do czynienia z krwiopijcami, ale miejmy nadzieję, że twórcy zaprezentują nam jakieś inne, może bardziej zwariowane, podejście do tej kwestii. Z kolei znowu bardzo kiepsko wypadają wątki Jessego i Tulip. Kaznodzieja został wręcz zepchnięty na drugi plan w tym odcinku. Jedynie temat sprzedaży duszy mógł się wydawać interesujący, ponieważ nie wiemy, jakie niepożądane skutki mogą one przynieść. Natomiast Tulip znowu irytuje swoim postępowaniem, którym nie wiadomo, co chce osiągnąć. Przynajmniej jej koszmary ze Świętym wyglądają upiornie, a oryginalne, nieco komiksowe ujęcia nadawały mrocznego klimatu tym scenom. To taki mały plus na pocieszenie jej słabego wątku. Siódmy odcinek Preacher za sprawą nowej intrygującej postaci można ocenić w miarę pozytywnie. Dostarczył on najwięcej rozrywki i przez cały czas skupiał na sobie uwagę widza. Można nawet zaryzykować stwierdzeniem, że Starr wyrósł, nomen omen, na gwiazdę tego epizodu. Ponadto nie zabrakło też innych śmiesznych scen, jak choćby kiedy Cassidy został uwięziony w kostnicy czy prześmiewcze odniesienie do Stephena Hawkinga w końcówce. Głowy twórcy są pełne pomysłów, więc ciekawi, co też wymyślili w dalszej części historii, która nabiera dynamiki i rozwija się w interesującym kierunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj