Sargon na ratunek!
Historia na pozór wydaje się banalna. Siły Persji wygrywają jedną z bitew, ale nie mają zbyt wiele czasu na świętowanie, bo podczas uczty dochodzi do porwania księcia Ghassana. Co więcej, okazuje się, że dokonał tego zdrajca w szeregach Siedmiu Nieśmiertelnych, elitarnej grupy wojowników na usługach królowej Tomyris. Tropem następcy tronu rusza główny bohater, Sargon. Droga doprowadza go do świątyni mitologicznego ptaka, Simurga, na górze Qaf, gdzie sprawy mocno się komplikują. Dość powiedzieć, że występują tam anomalie czasowe, które przywodzą na myśl Interstellar. To, co Sargonowi wydaje się zaledwie kilkoma godzinami, inne napotkane postacie odczuwają jako całe dni lub nawet... lata.Twórcy regularnie dają nam nowe narzędzia, które, tak jak w najlepszych reprezentantach gatunku, mogą działać w dwojaki sposób i posłużą nam zarówno w trakcie eksploracji, jak i potyczek z wrogami.
The Lost Crown to typowa metroidvania. Deweloperzy z Ubisoftu wykreowali sporych rozmiarów świat – na tyle duży, że odczuwałem spory niedosyt punktów szybkiej podróży – który odkrywamy stopniowo, wraz z rozwijaniem bohatera i zdobywaniem nowych zdolności. Szybko przekonujemy się, że nie wszystkie ścieżki są dla nas otwarte i będziemy musieli wrócić tam w przyszłości. Z pomocą przychodzi możliwość rozmieszczania znaczników na mapie oraz coś, co wyjątkowo przypadło mi do gustu: fotografowanie interesujących nas lokacji. W dowolnym momencie (o ile mamy "ładunki") możemy utrwalić konkretne miejsce. Dzięki temu pamiętamy o tym, by ponownie zjawić się tam za jakiś czas.
Twórcy regularnie dają nam nowe narzędzia, które, tak jak w najlepszych reprezentantach gatunku, mogą działać w dwojaki sposób i posłużą nam zarówno w trakcie eksploracji, jak i potyczek z wrogami. I tak łuk-czakram możemy wykorzystać jako broń dystansową lub do aktywowania przełączników, a magiczną szarfą przyciągniemy do siebie oponentów lub poślemy Sargona w kierunku zawieszonych w powietrzu punktów. Takich zdolności jest sporo i praktycznie na każdym kroku jesteśmy zachęcani do ich kreatywnego zastosowania, bo może doprowadzić to nas do ukrytych sekretów i cennych przedmiotów. Nie zauważyłem sytuacji, w których daną moc dostawalibyśmy tylko po to, by skorzystać z niej zaledwie kilka razy.
Kombosy niczym w bijatykach
Walka w trakcie pierwszych kilkudziesięciu minut nie sprawia wrażenia skomplikowanej, a Sargon dość skutecznie rozprawia się z wszelkiej maści potworami, które stają mu na drodze. Szybko robi się jednak zdecydowanie trudniej, ale też i ciekawiej. Protagonista ma zaskakująco rozbudowany wachlarz ciosów, które możemy ze sobą łączyć w kombinacje przywodzące na myśl bijatyki i wypakowane akcją serie, takie jak Bayonetta i Devil May Cry. Możemy przełamywać obronę wrogów, wyrzucać ich w powietrze i "żonglować" nimi, a z czasem odkrywamy kolejne sposoby na mieszanie ze sobą ciosów, ataków dystansowych, efektownych akrobacji, uników i parowania. Później robi się to w zasadzie obowiązkowe, bo poziom trudności jest wysoki, więc każda pomoc jest na wagę złota!Wprawni gracze mogą doświadczyć tej przygody w "domyślnym" wydaniu, podczas gdy mniej doświadczeni czy cierpliwi odbiorcy nie będą musieli rezygnować w połowie lub zmuszać się do przezwyciężenia frustracji.
Nie tylko dla fanów Soulsów
Ubisoft od dłuższego czasu dba o to, by ich gry były przystępne dla szerokiego grona odbiorców – wprowadza więc liczne ustawienia dostępności. Dlatego The Lost Crown ma nie tylko opcjonalny niższy poziom trudności (choć "easy" to zdecydowanie nie "samograj"; miejscami gra nadal jest sporym wyzwaniem!), ale też i dodatkowe suwaki, które pozwalają zmienić na przykład obrażenia zadawane przez przeciwników. Do tego dochodzi jeszcze asysta przy celowaniu czy możliwość pomijania wymagających sekcji zręcznościowych przy pomocy portali, które szybko i bezpiecznie przeniosą nas z miejsca na miejsce. Dla każdego coś miłego i bardzo dobrze. Wprawni gracze mogą doświadczyć tej przygody w "domyślnym" wydaniu, podczas gdy mniej doświadczeni czy cierpliwi odbiorcy nie będą musieli rezygnować w połowie lub zmuszać się do przezwyciężenia frustracji. TLC stawia na specyficzny, kreskówkowy styl graficzny, który sprawdza się naprawdę świetnie. O ile do dość prostego wyglądu postaci czy ich mimiki w scenkach przerywnikowych można mieć pewne zastrzeżenia, o tyle już sama rozgrywka prezentuje się niezwykle efektownie. Sargon porusza się płynnie między platformami i z gracją omija przeszkody i pułapki, a pojedynki są niezwykle szybkie i efektowne – momentami wręcz do przesady. Twórcy wprowadzili między innymi "impact frames", czyli znane z anime dwukolorowe klatki, które potęgują na przykład wrażenie siły zadawanych ciosów. Wygląda to naprawdę spektakularnie i obserwuje się to z przyjemnością. Co więcej, taki zabieg nie jest nadużywany (towarzyszy przede wszystkim potyczkom z bossami), więc nie ma ryzyka, że szybko nam się znudzi. Pochwały należą się również Garethowi Cokerowi i irańskiemu kompozytorowi Mentrixowi, którzy odpowiadają za muzykę. Połączenie klimatycznych utworów z bardziej intensywnymi brzmieniami świetnie pasuje do eksploracji i walki. Miłym dodatkiem jest również obecność perskiego dubbingu, co powinno ucieszyć fanów "autentycznych" doświadczeń.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj