Najnowsza recenzja redakcji
DmC Devil May Cry: Definitive Edition stworzone przez deweloperów z Ninja Theory i wypuszczone na rynek w roku 2013 nie było złą produkcją. Sam świetnie się przy tym tytule bawiłem, a nieco inny system walki był bardzo satysfakcjonujący i jednocześnie przystępniejszy niż w serii Capcomu. Nie da się jednak ukryć, że zmiany wprowadzone w wyglądzie i charakterze postaci były mocno... dyskusyjne. Dante, przedstawiony tam jako wulgarny i agresywny młodzieniec wielu osobom zwyczajnie nie przypadł do gustu. Na szczęście Devil May Cry 5, tak jak sugeruje to numerek w tytule, to powrót do głównej serii i klasycznego wizerunku tego bohatera.
Gra jest kontynuacją poprzedniczek, nie brakuje tu więc nawiązań do wcześniejszych odsłon, powracają też znani bohaterowie – w tym Nero, Trish czy Lady. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazała się nowa postać, czyli tajemniczy V, którego tożsamość poznajemy mniej więcej w połowie gry. Bohater ten po pierwszym zwiastunie był mocno krytykowany za swój design, który przypomina połączenie Kylo Rena z Crissem Angelem, ale sprawdza się tu zadziwiająco dobrze – jest pewny siebie, dysponuje wyjątkowymi zdolnościami i dobrze uzupełnia pozostałą grywalną dwójkę. Ekipę uzupełnia też rusznikarka Nico, u której możemy zaopatrzyć się w przedmioty i zdolności, a jej teksty niejednokrotnie potrafią rozbawić. I chociaż weterani serii mogą przewidzieć pewne zwroty akcji, to mimo tego opowieść wciąga.
Devil May Cry 5 to kolejna po Kingdom Hearts III produkcja, w której zdecydowano się umieścić krótki film podsumowujący fabułę z poprzednich części i tutaj rozwiązanie to sprawdza się jeszcze lepiej niż w produkcji Square Enix. Materiał jest krótki, ale dobrze wyjaśnia najważniejsze informacje. To dobra wiadomość dla osób, które nie miały do czynienia z poprzedniczkami, bo pierwsze trzy odsłony mocno się zestarzały i nawet w formie remasterów mogą być dziś trudne do przełknięcia.
Model walki jest tu bardzo satysfakcjonujący i ponownie mamy możliwość korzystania z różnych broni – zarówno w zwarciu, jak i na dystans. Ciekawym urozmaiceniem jest trzech grywalnych bohaterów, z czego każdym gra się zupełnie inaczej. Nero wykorzystuje Devil Breakery, czyli specjalne protezy o różnych zdolnościach. Jedne pozwalają nam na wybijanie się w powietrze, inne wystrzeliwują pociski lub porażają pobliskich przeciwników. Może on również przyciągać do siebie oponentów. Rozgrywka jako Dante najbardziej przypomina poprzedniczki. Mamy więc do dyspozycji dobrze znane style – Trickster, Swordmaster, Gunslinger i Royal Guard, a także kilka broni palnych i do walki wręcz – od miecza, aż po... motocykl. Każda ma mocne i słabe strony – różnią się zasięgiem oraz szybkością i siłą wyprowadzanych ciosów. Najciekawiej wypada jednak V, który sam unika pojedynków i zamiast tego polega na przywoływanych towarzyszach – Gryfe, Cieniu oraz Koszmarze. Trzymamy się wtedy z tyłu i unikamy zagrożeń, ale mimo tego zabawa nie staje się mniej ekscytująca. Nadal musimy pamiętać o unikach, a niszczenie hord demonów w ten sposób jest niemniej efektownie niż ciachanie ich na plasterki jak Nero i Dante.
Dużym plusem jest też to, jak elastyczna i przystępna jest to produkcja. Na początku do dyspozycji graczy oddano dwa poziomy trudności i oba są całkiem nieźle zbalansowane. Żaden z nich nie zmienia Devil May Cry 5 w „samograja”, ale też żaden nie jest irytująco trudny. Deweloperzy umieścili w grze również opcjonalny tryb ze wspomaganiem, dzięki któremu naciskając jeden przycisk jesteśmy w stanie wykonywać efektowne i skomplikowane kombosy – gra sama nam w tym pomaga. To duże ułatwienie, które powinno przypaść do gustu osobom nie mającym doświadczeń z serią lub chcących po prostu zrelaksować się przy tej produkcji i chłonąć wizualne doznania towarzyszące wykonywaniu najbardziej imponujących ciosów. Pomocne okazuje się też to, że tryb ten możemy włączać i wyłączać bez potrzeby wychodzenia z aktualnej misji. W razie porażki możemy też kontynuować grę korzystając ze złotych lub czerwonych kul zbieranych podczas zabawy. Nie mogło zabraknąć tu również potyczek z bossami – niemal każdy etap kończy się tu właśnie walką z potężnym przeciwnikiem. Wśród nich znajdziemy zarówno nieco większe demony, jak i ogromnych oponentów, wysokich na kilka pięter. Starcia z nimi są nie tylko efektowne, ale też i bardzo zróżnicowane i wymagają stosowania różnych strategii i dostosowania się „w locie”.
Sama gra nie jest przesadnie długa i można skończyć ją w około 10-15 godzin. Na tym jednak nie koniec – mamy tutaj też ukryte misje z określonym celem do wykonania, a pewne poziomy możemy przejść kilka razy, za każdym razem wcielając się w innego bohatera. Do tego Devil May Cry 5, tak jak i poprzednie odsłony cyklu, zachęca do powrotów – odblokowywanie kolejnych poziomów trudności i ocenianie naszych poczynań to doskonała motywacja do kilkukrotnego ukończenia tej gry. Jeżeli zechcemy wyciągnąć z tej produkcji jak najwięcej to spokojnie spędzimy z nią nawet kilkadziesiąt godzin.
Fantastyczne wrażenie robi tu oprawa graficzna. Capcom ponownie zastosował tu silnik RE Engine, który wykorzystywany był w remaku Resident Evil 2 (remake) ze stycznia tego roku. I tutaj również sprawdza się on świetnie. Lokacje, które zwiedzamy są zróżnicowane. Znajdziemy się tu zarówno w miejskich uliczkach, jak i niepokojących, demonicznych miejscach, które wydają się żyć własnym życiem i momentami nieco kojarzyły mi się z twórczością Hansa Rudolfa Gigera. Najlepiej wypadają jednak modele postaci, a zwłaszcza twarze i mimika bohaterów. Doskonale widać to w scenkach przerywnikowych, w których Dante, Nero czy V rozmawiają ze sobą lub prowokują przeciwników. Efektowne są tu również walki – praktycznie w każdym pojedynku jesteśmy świadkami licznych błysków i eksplozji. O dziwo, wszystko to udało się tu osiągnąć bez kompromisów. Gra działa w 60 klatkach na sekundę nawet na moim podstawowym modelu PlayStation 4 i nieznaczne spadki płynności zaobserwowałem jedynie kilka razy podczas całej rozgrywki. Rozczarował mnie jedynie... tryb fotograficzny. Jest on bardzo prosty i pozwala jedynie na usunięcie interfejsu i ustawienie kamery. Nie ma możliwości skorzystania z filtrów, a nawet wyłączenia rozmyć, przez co trudno przy pomocy tego narzędzia zrobić efektowne zrzuty ekranu z walki.
Muzyka to powrót do ciężkich, gitarowych brzmień. Każdy z bohaterów ma przypisany tutaj swój utwór, który słyszymy w trakcie walki, na czele z wpadającym w ucho „Devil Trigger”, które słyszymy podczas gry jako Nero. Utwory podczas starć dostosowują się do naszej rozgrywki – muzyka zmienia się w zależności od osiąganych przez nas wyników. Nie zawodzi też obsada aktorów głosowych - Reuben Langdon powraca jako Dante i po raz kolejny wypada świetnie w tej roli, a Johnny Young Bosch i Lukas Il, którzy wcielają się w Nero i V również brzmią jak należy.
Capcom zalicza rewelacyjny początek roku. Devil May Cry 5 to kolejny po Resident Evil 2 (remake) udany powrót znanej i lubianej marki. Z jednej strony oferuje on rozgrywkę podobną do poprzedniczek, zarówno jeśli chodzi o strukturę misji, jak i sam model walki, z drugiej jednak sporo tu również nowości. Nowy grywalny bohater, bronie i umiejętności sprawiają, że nie sposób się tutaj nudzić, świetna oprawa wizualna przyciąga wzrok, a dzięki systemowi punktacji i kilku poziomom trudności możemy spędzić z gra naprawdę wiele godzin.
Plusy:
- satysfakcjonująca rozgrywka,
- oprawa audiowizualna,
- zróżnicowani grywalni bohaterowie,
- mnóstwo broni i zdolności,
- elastyczny poziom trudności.
Minusy:
- dla niektórych może okazać się zbyt krótka,
- tryb fotograficzny mógł być bardziej rozbudowany.