Wszyscy przyzwyczailiśmy się, że Netflix nie potrafi wyprodukować naprawdę dobrego kina rozrywkowego. Ogłaszam z ulgą, że Projekt Adam przełamuje ten schemat.
Projekt Adam możemy rozpatrywać w kategorii wyjątku. Śmiało mogę powiedzieć, że:
takie filmy już nie powstają, ale powstawały w latach 80. Jest to zaskakująco udany miks kina przygodowego, familijnego i science fiction, w którym mamy równowagę pomiędzy emocjami, humorem i akcją. Od razu gdzieś z tyłu głowy pojawiają się hity Spielberga i innych wielkich reżyserów z lat 80. na czele choćby z
E.T. czy
Goonies. To coś, co zachwyci dzieci i dorosłych, bo obie grupy wiekowe odnajdą w przygotowanej przez Netflixa rozrywce coś dla siebie. Dlatego właśnie porównanie do spielbergowskich klasyków wydaje się tak bardzo trafne, bo reżyser
Shawn Levy z pieczołowitością dopracowuje wszelkie warstwy historii, by spełnić określone normy gatunkowe. To taki wyjątek, w którym swoiste odznaczanie punktów z listy nie jest cyniczną próbą manipulacji widzem, a szczerą zabawą gatunkiem i schematami w celu poruszenia emocji na mimo wszystko rzadko spotykanym we współczesnym kinie rozrywkowym poziomie.
Udaje się w tym wszystkim zachować dobre tempo, bo odpowiednia równowaga pomiędzy każdym aspektem pozwala na podkręcanie określonych motywów ze świetnym wyczuciem czasu. Gdy trzeba, jest zabawnie, uroczo i magicznie. Możemy poczuć, że nasze wewnętrzne dziecko przejmuje kontrolę i zaczyna się świetnie bawić. Z drugiej strony jest emocjonalnie i poważnie. Hollywood różnie podchodzi do kreowania emocji na ekranie - zdarza się, że jest to tania manipulacja widzem, która działa, ale nie pozostaje z nami na długo. Tutaj nie ma nic sztucznego. Produkcję cechuje wyjątkowa szczerość. Są momenty, w których nie trzeba słów, by ciarki przeszły po plecach, a oczy nagle zasnuły się mgłą. Fabuła bywa też dynamiczna, efekciarska. Sceny akcji potrafią dostarczyć wrażeń i są dopracowane, widowiskowe, czasem też zabawne. Scenarzyści puszczają oczko do widza - choćby poprzez nawiązanie do lądowania superbohatera z
Deadpoola. Tego typu drobiazgi pokazują, że można się doskonale bawić na poziomie meta, bez popadania w przesadę.
To, co jednak na długo pozostaje w pamięci, to momenty wzruszające. Poprzez relację ojciec-syn i matka-syn Shawn Levy, podobnie jak w
Gigantach ze stali, udowadnia, że pozornie prostymi narzędziami potrafi powiedzieć coś ważnego i tym samym też poruszyć widza.
Projekt Adam to rozrywkowy film z zaskakującymi warstwami znaczeniowymi, które niosą ze sobą ważne i mądre przesłania. Cała historia w swojej prostocie spełnia się wyśmienicie. Nikt tutaj nie marnuje czasu na przesadną ekspozycję przyszłości czy nawet kreacje bohaterów. To coś, co łączy
Projekt... z klasykami lat 80., z którymi dorastało moje pokolenie. Te proste narzędzia Shawna Levy'ego z czasem stają się coraz bardziej skuteczne - przemieniają kino czysto rozrywkowe w historię o drugich szansach, o rozumieniu rodziców przez dzieci (i dzieci przez rodziców), aż w końcu - o zrozumieniu samego siebie. Nikt tutaj nie jest idealnym bohaterem, mamy ludzi z wadami, ale też sercem, które dzięki twórcom i aktorom bije z zaskakującą siłą. Dzięki temu znajdziemy tutaj momenty, w których wzruszenie odbiera mowę.
Ryan Reynolds ma swój urok, ale często gra po prostu samego siebie.
Projekt Adam przynosi zmianę, bo choć sceny komediowe są trochę w stylu Reynoldsa, tym razem Shawn Levy kontroluje go lepiej niż we
Free Guy. Jest wiele momentów poważnych. Nie widzimy znanego nam śmieszka, który zawsze gra samego siebie, a aktorka wykonującego dobrze swoją robotę. To nadal ten sam Reynolds, którego lubimy, ale lepiej panuje nad emocjami. Jest taka jedna wspólna scena z Markiem Ruffalo, która na długo może pozostać w pamięci. Śmieszne i zarazem świadome w tym wszystkim jest to, że młodziutki
Walker Scobell lepiej gra Reynoldsa, do jakiego się przyzwyczailiśmy, niż sam Reynolds. Jako że w tej konwencji grają tę samą postać w różnym wieku, ten zamysł się sprawdza. Biorąc pod uwagę emocje obu aktorów i dobrą chemię pomiędzy nimi, taki duet ogląda się z niekłamaną przyjemnością.
Można zadać w tym momencie pytanie: co się nie udało w
Projekcie...? Kupuję konwencję, świetne prowadzenie historii i ogólną prostotę opowieści, w której leży siła tego filmu. Niestety, na minus zaliczam czarny charakter. Nic w tym aspekcie nie działa: fatalnie dobrana Catherine Keener nie sprawdza się, a na papierze jej postać jest nudna i nieciekawa. Nie ma charyzmy, nie czuć, żeby tak naprawdę była wielkim zagrożeniem. Dobrze, że jest jedynie trybikiem tej historii, bo na szczęście twórcy koncentrują się na bohaterach.
Projekt Adam zasługiwał jednak na coś o wiele lepszego.
Projekt Adam to dobre kino rozrywkowe, które pozostaje z widzem po seansie. Zanim napisałem recenzję, obejrzałem go trzy razy! Za każdym razem byłem zaskoczony scenami pełnymi emocji. Dzieci wczują się w zdumienie i zachwyt młodego Adama, dorośli odbiorą to na zupełnie innym poziomie. Cechuje go prostota, która staje się jego siłą. Jeśli po filmie rozrywkowym poczujecie i pomyślicie, że warto doceniać bliskich, to znaczy, że naprawdę udało się osiągnąć coś wyjątkowego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h