Akcja filmu skupia się na Steve'ie Butlerze (Matt Damon), który pracuje dla firmy Global, zajmującej się wydobywaniem gazu łupkowego. Razem ze swoja koleżanką Sue (Frances McDormand) jeździ do małych miasteczek, przekonując mieszkańców do odstąpienia terenów pod eksploatację. Mówi im wszystko, co muszą i chcą usłyszeć, aby tylko podpisali papier. Podczas najnowszego zadania trafia do miasteczka, które nie jest tak bierne jak pozostałe - rozpoczyna się dyskusja na temat "za" i "przeciw".
[image-browser playlist="594171" suggest=""]
©2013 ITI Cinema
"Promised Land" to temat na znakomity dramat o poważnej tematyce, która dotyczy wielu ludzi, nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Niebezpieczeństwa wydobywania gazu łupkowego, niezbyt pozytywne moralnie działania korporacji i kryzys ekonomiczny to motywy przewijające się w opowieści. Matt Damon i John Krasinski jako scenarzyści potrafią jedynie stworzyć w miarę interesujące i wiarygodne postacie oraz ozdobić to przyzwoitymi dialogami, ponieważ gdy przypatrzymy się poruszanym przez nich problemom, wydają się one ledwie liźnięte. Największą bolączką tego obrazu jest sposób przedstawienia samej sprawy. Jest ona pokazana tylko i wyłącznie z jednego punktu widzenia. Nie mamy do czynienia z wnikliwą analizą, ale ze zwyczajnym filmem propagandowym, który mówi, że coś jest złe, podając jedynie kilka prostych argumentów, które mają nas do tego przekonać. Działa to na zasadzie "bo Matt Damon i Gus Van Sant tak mówią". Po takich osobach powinniśmy oczekiwać czegoś więcej - czegoś, co ugryzie problem od każdej strony, wgłębiając się we wszystkie jego aspekty.
Jest to prawdopodobnie jeden z najsłabszych filmów Gusa Van Santa od lat. Nie czuć w tej produkcji jego ręki, genialnego wyczucia, które potrafi w sposób perfekcyjny prowadzić aktorów i sprawić, że wszystko może być przystępne i niezwykle interesujące. Swego czasu powiedziałbym, że Van Sant nawet z historii o wyścigu ślimaków zrobiłby dzieło wybitne, okraszone głębią i nadzwyczajnymi emocjami. "Promised Land" zmusza do weryfikacji osądu, gdyż krótko mówiąc - reżyser przeszedł obok tego filmu. Można zastanowić się, o czym tak naprawdę ten film miał opowiadać. Jeśli ma on zwracać uwagę na poważny problem środowiskowy, to Van Sant robi to strasznie nieumiejętnie, w czym też można doszukać się winy scenarzystów. Wszystko jest zbyt powierzchowne, za bardzo jednostronne, przez co obraz nawet na chwilę nie zmusza do zastanowienia się nad całą sytuacją.
"Promised Land" może być równie dobrze opowieścią o człowieku, gdzie wszystkie problematyczne sytuacje służą jedynie za tło. Matt Damon świetnie sobie radzi, tworząc niezwykle ludzką postać Steve'a, poczciwego chłopaka z farmy, który zaczyna uświadamiać sobie, że pracuje dla złej sprawy. Na tym prawdopodobnie kończą się zalety. Cała historia jest infantylna, metamorfoza przewidywalna, kluczowy zwrot akcji sztuczny, a finał to boleśnie przesłodzony happy end na poziomie filmów Hallmarku.
[image-browser playlist="594172" suggest=""]
©2013 ITI Cinema
"Promised Land" rozczarowuje. Wplecenie poważnej tematyki do fabuły nie zagwarantuje sukcesu, kiedy wszystko inne tak mocno kuleje. Co prawda opowieść Damona i Van Santa ogląda się lekko i bez większego znużenia, ale pozostaje po niej niedosyt i żal, że potencjał na wybitne kino został zmarnowany.
Ocena: 5/10