Ile to już razy widzieliśmy motyw zarazy w produkcjach SF? Aż szkoda liczyć. Całe szczęście twórcy Defiance nie poszli po linii najmniejszego oporu i nie zaserwowali nam samej walki z chorobą - oklepany temat epidemii wykorzystany został jako pretekst do ukazania różnic między rasami oraz nakreślenia nadchodzących zmian.
Aby nie było zbyt nudno, wirus oddziałuje inaczej na różne osoby: ludzie chorują na całego, Irathianie mogą być nosicielami bez wykazywania żadnych objawów, a Castithanie są całkowicie odporni. To oczywiście doprowadza do powstawania napięć, których efektem jest wyłapanie i zamknięcie pobratymców Irisy w kopalniach. Po raz kolejny widzimy, jak buntownicza i "niezależna" (samolubna?) jest to grupa – nie obchodzi ich los innych; chcą tylko, aby zostawić ich w spokoju.
Skoro już o Irathianach mowa, to muszę przyznać, że rozgryzanie Irisy idzie mi coraz gorzej. Niby trzyma się "swoich" mimo ludzkiego wychowania, wierna jest swoim obyczajom, a podczas zamieszek w kopalni-izolatce kompletnie traci nad sobą panowanie, jednak po wszystkim idzie do Nolana na "przytulaska", jakby jego wcześniejsze czyny w ogóle nie miały miejsca, a ludzie jednak nie byli największym złem świata. Strasznie chaotyczna postać.
Zarażenie się Samanthy i własną odporność na chorobę Datak postanowił wykorzystać podstępnie, a jakże, aby dopchać się do przysłowiowego politycznego koryta, w czym pomogła mu oczywiście Stahma. Trochę zaskakujący był "zawias" Tarra, kiedy musiał podjąć decyzję o uwolnieniu Irathian (czyżby jednak nie był gotowy brać na siebie odpowiedzialności?), ale małżonka bardzo szybko podsunęła mu odpowiedź. Miło widzieć ją w formie z początku serialu.
Sceny, w których znowu na wierzch wyszła porywczość Dataka, były całkiem niezłe - strzelanie ile tylko kul w magazynku, zwierzęce wrzaski, kopanie zwłok. Zabiciem Langa udowodnił też, że nie jest dumny z tych cech charakteru i nie chce psuć swojego wizerunku opanowanego dostojnika i wzoru cnót wszelakich. Może być ciekawie, zwłaszcza że planuje wystartować w wyborach na burmistrza.
Gdzieś w tle tych wszystkich wydarzeń przemyka wątek chyba najciekawszy – Nicky i Quentina. Kobieta zdradza chłopakowi, że jego rzekomo zmarła matka jednak żyje, a w zamian za dalsze informacje chce otrzymać tajemniczy artefakt, który próbował ukraść Birch. Flanagan ponownie błyszczy w roli manipulatorki - młody McCawley wpada po kolei we wszystkie zastawione sidła. Dodanie do tego doktor Yewll i jej obawy przed wykorzystaniem przedmiotu potrafią nieźle zaintrygować. Czyżby Riordan planowała kolejne terraformowanie?
"If I Ever Leave This World Alive" wbrew początkowym obawom okazał się bardzo udanym odcinkiem. Wątki posuwają się do przodu, na nudę narzekać nie można, a atmosfera przed nadchodzącym wielkimi krokami finałem zagęszcza się coraz bardziej. Serial wyraźnie wychodzi ze "śródsezonowego dołka".