Przedfinałowa gorączka
Defiance w dziewiątym odcinku kontynuuje wydarzenia z końcówki ósmego. W mieście wybucha epidemia gorączki krwotocznej votańskiego pochodzenia.
Defiance w dziewiątym odcinku kontynuuje wydarzenia z końcówki ósmego. W mieście wybucha epidemia gorączki krwotocznej votańskiego pochodzenia.
Ile to już razy widzieliśmy motyw zarazy w produkcjach SF? Aż szkoda liczyć. Całe szczęście twórcy Defiance nie poszli po linii najmniejszego oporu i nie zaserwowali nam samej walki z chorobą - oklepany temat epidemii wykorzystany został jako pretekst do ukazania różnic między rasami oraz nakreślenia nadchodzących zmian.
Aby nie było zbyt nudno, wirus oddziałuje inaczej na różne osoby: ludzie chorują na całego, Irathianie mogą być nosicielami bez wykazywania żadnych objawów, a Castithanie są całkowicie odporni. To oczywiście doprowadza do powstawania napięć, których efektem jest wyłapanie i zamknięcie pobratymców Irisy w kopalniach. Po raz kolejny widzimy, jak buntownicza i "niezależna" (samolubna?) jest to grupa – nie obchodzi ich los innych; chcą tylko, aby zostawić ich w spokoju.
Skoro już o Irathianach mowa, to muszę przyznać, że rozgryzanie Irisy idzie mi coraz gorzej. Niby trzyma się "swoich" mimo ludzkiego wychowania, wierna jest swoim obyczajom, a podczas zamieszek w kopalni-izolatce kompletnie traci nad sobą panowanie, jednak po wszystkim idzie do Nolana na "przytulaska", jakby jego wcześniejsze czyny w ogóle nie miały miejsca, a ludzie jednak nie byli największym złem świata. Strasznie chaotyczna postać.
Zarażenie się Samanthy i własną odporność na chorobę Datak postanowił wykorzystać podstępnie, a jakże, aby dopchać się do przysłowiowego politycznego koryta, w czym pomogła mu oczywiście Stahma. Trochę zaskakujący był "zawias" Tarra, kiedy musiał podjąć decyzję o uwolnieniu Irathian (czyżby jednak nie był gotowy brać na siebie odpowiedzialności?), ale małżonka bardzo szybko podsunęła mu odpowiedź. Miło widzieć ją w formie z początku serialu.
Sceny, w których znowu na wierzch wyszła porywczość Dataka, były całkiem niezłe - strzelanie ile tylko kul w magazynku, zwierzęce wrzaski, kopanie zwłok. Zabiciem Langa udowodnił też, że nie jest dumny z tych cech charakteru i nie chce psuć swojego wizerunku opanowanego dostojnika i wzoru cnót wszelakich. Może być ciekawie, zwłaszcza że planuje wystartować w wyborach na burmistrza.
Gdzieś w tle tych wszystkich wydarzeń przemyka wątek chyba najciekawszy – Nicky i Quentina. Kobieta zdradza chłopakowi, że jego rzekomo zmarła matka jednak żyje, a w zamian za dalsze informacje chce otrzymać tajemniczy artefakt, który próbował ukraść Birch. Flanagan ponownie błyszczy w roli manipulatorki - młody McCawley wpada po kolei we wszystkie zastawione sidła. Dodanie do tego doktor Yewll i jej obawy przed wykorzystaniem przedmiotu potrafią nieźle zaintrygować. Czyżby Riordan planowała kolejne terraformowanie?
"If I Ever Leave This World Alive" wbrew początkowym obawom okazał się bardzo udanym odcinkiem. Wątki posuwają się do przodu, na nudę narzekać nie można, a atmosfera przed nadchodzącym wielkimi krokami finałem zagęszcza się coraz bardziej. Serial wyraźnie wychodzi ze "śródsezonowego dołka".
Poznaj recenzenta
Janusz WyczołekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat