Filmy akcji z Gerardem Butlerem mają jedną wspólną cechę – główny aktor za każdym razem walczy z niemożliwym. Nie inaczej jest w przypadku filmu Przerwany lot, w którym Butler wciela się w kapitana Torrence'a, pilota samolotu pasażerskiego, który w noworoczny wieczór zostaje oddelegowany na standardowy lot komercyjny. Choć wszystko zapowiada się dobrze, w trakcie podróży samolot zostaje uderzony przez piorun, w wyniku czego załoga zmuszona jest do dramatycznego lądowania awaryjnego na jednej z wysepek na Filipinach. W oczekiwaniu na ratunek kapitan i pasażerowie z przerażeniem orientują się, że trafili na ląd pozostający pod pełną kontrolą separatystów i grozi im jeszcze większe niebezpieczeństwo niż to przeżyte w powietrzu. Jak widać po samym opisie fabularnym, twórcy nie szczędzili pióra podczas tworzenia scenariusza. Sytuacja, w której znalazła się załoga, jest tak podrasowana, że zakrawa już o absurd. W momencie, w którym okazuje się, że katastrofa lotnicza to dopiero początek, wiadomo, że fabuła jest szyta grubymi nićmi – od tego momentu wszystko toczy się dokładnie w oczekiwanym kierunku. Zaskakują jedynie kolejne pomysły pilota, jednak bynajmniej nie jest to komplement, bo częściej niż z jego umiejętnościami mamy tu do czynienia prawdziwymi cudami, a to, co się dzieje w samolocie lub poza nim, w realnym świecie często nie miałoby racji bytu. Od samego początku jasne jest jednak, że tę opowieść należy oglądać wyłącznie z przymrużeniem oka – poszukiwanie wiarygodności w fabule będzie bowiem syzyfową pracą, którą szczerze odradzam podejmować. Jest jednak pewien plus, zauważalny w zasadzie od razu – ta opowieść faktycznie rozgrywa się tu i teraz, czego można oczekiwać po filmie akcji. Nie ma tu zbędnych odwołań do prywatnego życia bohaterów, nie ma też ciężaru emocjonalnego, jakim jest ratowanie rodziny czy całej planety. Film nie udaje czegoś, czym nie jest, ani też nie próbuje przemycać żadnych ambitnych czy psychologicznych treści, co finalnie wychodzi mu na dobre. Dodatkowo Przerwany lot trzyma się pewnego konkretnego kształtu i jak najbardziej wpisuje się w emploi Gerarda Butlera, który w ostatnich latach wciąż ratuje świat – jak nie przed asteroidą, to przed globalną burzą i kataklizmem przyrodniczym. Także i tu widać, że Butler po prostu dobrze się bawi, a w swojej roli otrzymuje przestrzeń do paru popisów. Jego kapitan Torrence oczywiście nie jest zwykłym pilotem, tylko terminatorem w mundurze, co pozwala mu na parę scen akcji, strzelanek czy bijatyk. Pozostali członkowie obsady (a jest ich wielu, bowiem mamy tu do czynienia z pasażerami samolotu) są przy nim zupełnie niewidoczni. Nie wiemy o nich zupełnie nic, a ich jedyną rolą jest wypełnienie tła na filipińskiej wyspie. Trudno tu mówić o jakimkolwiek ładunku emocjonalnym czy drżeniu o czyjkolwiek los. Twórcy skupiają się w zasadzie wyłącznie na kapitanie, ignorując wszystkie pozostałe postaci. Pewnym wyjątkiem jest jedynie Mike Colter, który wciela się w przewożonego samolotem więźnia – a to dlatego, że jako wyróżniający się pasażer otrzymał parę scen na wyłączność z pilotem. Przerwany lot to typowy akcyjniak klasy B, który sprawdzi się jako film puszczony w tle – czy to podczas zagryzania popcornu, czy podczas porządków domowych. Produkcja dostarcza oczekiwanej rozrywki, jednocześnie nie wymaga od widza zupełnie nic. To typowy, napakowany akcją film na odmóżdżenie i jako taki sprawdza się dość dobrze. Na ekranie cały czas coś się dzieje, a bohaterom towarzyszy poczucie zagrożenia – nie ma tu miejsca na nudę, w związku z czym cały seans upływa bardzo szybko. Jeśli macie nastrój właśnie na takie luźne kino lub jeśli interesuje Was "typowy" film z Gerardem Butlerem, ten tytuł sprawdzi się całkiem nieźle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj