W środku nocy do domu byłego szeryfa Franka (Bruce Willis) włamuje się dwóch rabusiów. Jeden z nich jest ranny i potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Syn byłego stróża prawa Rich (Chad Michael Murray) jest lekarzem i to z jego powodu przestępcy tu przybyli. Bez jego pomocy jeden z nich nie dożyje do rana. By operacja przebiegła pomyślnie, biorą na zakładników jego rodzinę. Ci jednak nie zamierzają poddać się bez walki i starają się wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do ucieczki. Bruce Willis już chyba na dobre zadomowił się w kinie klasy B, które automatycznie trafia na rynek VOD i DVD. Widać też, że te projekty nie dają mu jakiejkolwiek przyjemności i są wymuszoną koniecznością. Aktor, który kiedyś był gwiazdą kina akcji i potrafił rzucać dowcipami na lewo i prawo, unikając kul przeciwników, teraz snuje się po ekranie ze znudzoną miną. Cały ciężar gry spada więc na jego partnera, i filmowego syna, granego przez zapomnianą już gwiazdę serialu Pogoda na miłość, Chada Michaela Murray’a. On przynajmniej stara się wykrzesać ze swojej postaci jakieś emocje i dostarczyć widzom obiecanej dawki adrenaliny. Nie ma jednak ku temu zbyt wielu szans, bo scenariusz jest fatalnie napisany. Bohaterowie podejmują kuriozalne decyzje i zamiast walczyć z przeciwnikiem postanawiają przepracować swoje problemy. Ojciec, który dotąd miał swojego syna za nieudacznika, zaczyna go doceniać. Widz siedzi w zdumieniu, bo nie rozumie, co właśnie dzieje się na ekranie, czemu bohaterowie nie uciekają tylko stoją i rozmawiają niczym na sesji psychoterapeutycznej, tak jakby nic im nie zagrażało. Do tego mamy jednego z braci, który co chwila, z niewiadomych przyczyn, łamie słowo dane bratu, że nie będzie zabijać i strzela do każdego, po czym zalewa się łzami i przeprasza. I ten rytuał powtarza kilka razy. Na dodatek tak wiąże zakładników, że ci za każdym razem potrafią się sami rozwiązać. I ten schemat też powtarza się kilka razy. Jakby scenarzysta zapomniał, że już raz takiego rozwiązania użył. Film jest pełen takich bzdur, co odbiera widzowi jakąkolwiek przyjemność z seansu. Sceny, które w założeniu miały być emocjonalne są tutaj zagrane jak w jakiejś telenoweli. Miałem nadzieję, że ten film przynajmniej pod względem akcji i choćby minimalnie spełni moje oczekiwania. Niestety, nawet tutaj reżyser Matt Eskandari nie potrafi wykrzesać z Willisa jakiejś iskry, choćby na krótką chwilę. Niby mamy tu do czynienia z twardym szeryfem, a ani razu nie widzimy go z bronią w ręku. Willis gra tylko swoim groźnym spojrzeniem i miną pokerzysty. Tyle. Jego postać nie wygłasza nawet jednego ciekawego one linera, z których aktor jest tak znany. Jeśli liczycie na jakąś widowiskową walkę wręcz z udziałem aktora, to też was rozczaruję. Jest jedna i to bardzo krótka. Myślałem, że ostatnia kolaboracja obu panów, jaką był zeszłoroczny film Trauma Center był wielkim zmarnotrawieniem potencjału, ale panowie postanowili udowodnić, że się myliłem.
foto. materiały prasowe
Film jest pełen klisz. Twardy ojciec, który jest zawiedziony synem, kochająca matka, dwóch przestępców, z których jeden jest inteligentny i opanowany a drugi głupi i narwany. Nie ma tu żadnej możliwości, by zaskoczyć widza. Wszystko jest przewidywalne i od pierwszych minut wiemy, jak ta potyczka się skończy. Scenarzyści za wszelką cenę chcieli pokazać dwie rodziny, które walczą o to samo – przetrwanie. Każda na swój sposób i może gdyby jeden z „graczy” nie popełniał tylu idiotycznych błędów, to wszyscy by się rozeszli z happy endem. Przetrwać do świtu jest niczym więcej jak nieudolną kopią Godzin rozpaczy, ponadczasowego klasyku z Humphrey Bogartem w roli głównej. Gdyby scenarzyści potrafili wpleść w tę historię emocje i jakiś suspens, wtedy ten film mógłby być chociażby przeciętny, a tak jest po prostu słaby. Oglądając go czujemy jak ucieka nam czas, a podczas seansu mamy dokładnie ten sam wyraz twarzy co Bruce Willis. Ból i niezadowolenie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj