Pierwszy sezon serialu pokazał Leonarda jako prawdziwego człowieka renesansu – wizjonera, jeśli chodzi o malarstwo i rzeźbę, ale też wybitnego twórcę broni i stratega. Poznaliśmy go w momencie, gdy umacniał swoją pozycję na dworze Medyceuszy we Florencji. Sama produkcja zebrała bardzo dobre recenzje i miała wysoką oglądalność, kwestią czasu było więc, kiedy serial wróci do ramówki. Widzowie mogli też pytać, czym jeszcze zaskoczy nas Leonardo.
W pierwszym odcinku drugiego sezonu zaskoczeń nie ma wiele, ale to nie znaczy, że nie będziemy zadowoleni. Epizod rozpoczyna się w dość niecodziennym miejscu – prawdopodobnie w więzieniu w południowej Ameryce, do której planował się wybrać Leonardo. Da Vinci jest w nim zamknięty razem z Riario. Chwilę później obaj są świadkami rytualnego zabójstwa, a scenarzyści przenoszą nas do chwili, która zakończyła pierwszy sezon. Hrabia Riario ma zamiar rozwalić drzwi komnaty, w której ukrywa się da Vinci i ranny Lorenzo Medyceusz. Leonardo, aby ratować swojego mocodawcę, schodzi z nim do podziemi i ucieka przed pościgiem. Riario woli złapać wynalazcę niż koordynować zdobywanie miasta.
Historia jest wciąż pisana – słyszymy na początku serialu. Scenarzyści kontynuują zdarzenia z pierwszego sezonu, a przecież pamiętamy, że finał był bardzo dynamiczny - taki jest też pierwszy epizod drugiej serii. Uciekający da Vinci rozważa wszystkie opcje, za sprawą swojego umysłu zastawia nawet pułapkę na grupę pościgową. Dzięki temu udaje mu się uciec i uratować Lorenzo - ten jednak zaczyna wykrwawiać się na śmierć. Co robi Leonardo? Pokazuje swój kolejny talent: znajomość medycyny. Da Vinci wykonuje transfuzję krwi - i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w jego czasach był to zabieg nieznany, a kontakt z krwią innego człowieka lub zwierzęcia był zakazany. Mimo to artyście udaje się przekazać swoją własną krew Medyceuszowi.
[video-browser playlist="635124" suggest=""]
Spodziewałem się, że Leonardo znajdzie jakiś sposób, aby uratować władcę Florencji. Zaskoczyły mnie natomiast wizje artysty, jeszcze bardziej mroczne i tajemnicze. Zobaczył w nich swojego nowego wroga – nie papieża zagrażającego Florencji, ale rogatego stwora, Minotaura, a może nawet samego diabła. Pożądana przez wielu Księga Liści może trafić do niego, bo Leonardo nie wyruszył na czas na jej poszukiwanie. Zmienił swoje przeznaczenie, by ratować Lorenzo. Na pewno na swojej drodze spotka jednak tajemniczego wroga i jego sługi.
W pierwszym odcinku dużo dzieje się też w innych wątkach. Przede wszystkim - Florencja pogrążona jest w kryzysie po próbie przewrotu. Czy ludzie lojalni Medyceuszom odeprą atak? Wydaje się, że jest ich niewielu, ale są za to gotowi zrobić wszystko, aby przeżyć. Na terenie miasta muszą walczyć z setkami zbuntowanych ludzi, a poza jego granicami czekają na nich jeszcze wojska lojalne papieżowi. Sytuacja jest dramatyczna, czego dowodem są nieudane zamachy na Clarice Orsini.
Intrygująca jest też rozmowa papieża Sykstusa z ojcem Lukrecji, trudno jednak powiedzieć, do czego może doprowadzić. Czy Donati pomaga swojemu bratu z wiary o Rzym, czy ma jakiś plan na ucieczkę z lochu? I jaki będzie miał wpływ na przyszłość Leonarda? Scenarzyści sugerują nam też, że losy Lukrecji są już przesądzone. Przyjaciele da Vinciego również są bystrzy i być może uda się im ocalić życie własne oraz Lukrecji. Tu scenarzyści zostawiają nas z kolejną tajemnicą.
Muszę jeszcze zwrócić uwagę na to, jak twórcy zaskoczyli mnie technicznie i wizualnie. Intro z pierwszego sezonu było wyjątkowe, a to zaczynające drugi jest… jeszcze lepsze - bardziej nastawione na rysunki, szkice i pokazujące nowe projekty Leonarda. Jest piękne i dopracowane w każdym aspekcie. Operator kamery pokazał nam też nowy sposób przejść między scenami - tylko raz przeniósł kamerę z jednego punktu miasta na drugi, bez cięć, ale z ładnym widokiem na miasto. Mam nadzieję, że twórcy będą częściej sięgać po to rozwiązanie, choć i tak trzeba podkreślić, że dotychczas Demony da Vinci były bardzo dopracowane, jeśli chodzi o zdjęcia, montaż i ruchy kamery.
Demony od początku mnie intrygowały, a teraz chyba nawet bardziej. Wiem, że Leonardo może mnie jeszcze zaskoczyć. Udowodnił, że kiedy jest przyparty do muru, potrafi wymyślić rzeczy wręcz nieprawdopodobne. Teraz jego wróg będzie bardziej mistyczny i niebezpieczny. Pozostaje więc pytanie – jakie limity ma umysł artysty?