Nic nie pozostaje bez konsekwencji; jedne czyny powodują większe, a inne - mniejsze. Po zabiciu głównego "złego" wielu spodziewało się kontrataku policji. Tak się niestety nie stało. Pętla się co prawda zaciska, ale już nie w takim tempie jak kiedyś. Lee Toric zostawił swoim odejściem pewną dziurę, a pustka ma być załatana przez szeryfa i prokuratora okręgowego. O ile porucznik Roosevelt jest ciekawy, to Thyne Patterson jest postacią średnią i niewyróżniająca się jak na razie niczym szczególnym na tle reszty.

Teraz głównym czarnym charakterem jest IRA, która swoimi akcjami nie zostawia nawet cienia szansy na jakikolwiek kompromis. Ważną rolę gra tutaj Clay, który pomimo tego, że siedzi w więzieniu, ma zostać dystrybutorem IRA w Belfaście. Nie wiem jak Wam, ale mnie wydaje się to trochę naciągane nawet mimo wpływów Irlandczyków. Może to moja wiara w wymiar sprawiedliwości, ale jak ich plan uprowadzenia Claya ma się udać? To po prostu nie trzyma się przysłowiowej kupy, więc dopóki nie zobaczę, jak to zrobili bez użycia jakiejś magii, nie uwierzę w jakąkolwiek logikę tego wątku.

Jax widzi, jak niebezpieczna jest IRA i zaczyna układać plan ratunkowy. Jest to zdecydowanie mocniejszy punkt odcinka. Każda scena trzyma wysoki poziom, do jakiego przyzwyczaiła nas reszta sezonów. Nie ma tu żadnych zmian z punktu widzenia akcji (prócz zachowania Jaxa). Teller jest dużo bardziej porywczy i nie przebiera w środkach, by zdobyć informacje, których potrzebuje. O ile już kiedyś był taki, to teraz wkracza na nowy poziom. Widać również problemy z samym klubem. Jax bierze większość na siebie, nie licząc się z resztą, za co wszyscy ponoszą konsekwencje.

[video-browser playlist="634566" suggest=""]

Jak by nie wystarczyło problemów na kilka żywotów, pojawia się następny w postaci Nero. Lukratywna jak dotąd współpraca zaczyna go przytłaczać. Wszystko wskazuje na to, że skończy się to rozpadem i końcem marzeń Sam Crow na uczciwe życie. Nie dość, że gang ciągle pakuje go w coraz to nowe kłopoty i giną jego ludzie, to jeszcze dochodzi sprawa z Gemmą, o której wspomnę później. Na dobrą sprawę musiałby się stać jakiś cud, by to wszystko nie posypało się jak domek kart. Gwoździem do trumny jest jeszcze wiszące gdzieś w powietrzu kłamstwo na temat śmierci matki chłopaka, który zrobił strzelaninę w szkole.

Nie łapię za bardzo sceny z Gemmą i Clayem w więzieniu. Ok, rozumiem, jakoś trzeba popchnąć wątek rozwiązania współpracy Sam Crow z Nero, ale czy naprawdę nie ma lepszego i ciekawszego sposobu niż to, co nam zaserwowano? Czy na serio widz potrzebuje takich scen w serialu, w którym i tak jest wystarczająco przemocy?

Została jeszcze końcówka odcinka, która wgniata w fotel, choć nie wywołuje jakiegoś konkretnego zdziwienia. Może to tylko ja, ale zebranie wszystkich ludzi do jednego pomieszczenia, by obwieścić "radosną" nowinę, śmierdziało zadymą na kilometr. Niemniej było efektownie, a przez to dostaliśmy choć część zaskoczenia, jakie chcieli nam zapewnić twórcy.

"The Mad King" to odcinek dobry. Co prawda nie ustrzegł się wątków przeciętnych, a nawet miejscami niepotrzebnych, ale to ciągle wysokiej jakości serial, do jakiego przyzwyczaili nas twórcy. Po takim zakończeniu, jakie zaserwowało IRA, trudno ocenić, co nas czeka w następnym epizodzie Synów Anarchii.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj