Dotychczas akcja, za wyjątkiem epizodu w sklepie, rozgrywała się w domu, przez który przewija się menażeria bohaterów. Tym razem jest ona bardziej podzielona, przez co widzimy postacie w nowych sytuacjach. Ponownie udaje się wyśmienicie rozbawiać relacją Freddiego i Stuarta - ich docinki i przede wszystkim fantastyczna gra aktorów daje momentami wiele śmiechu. McKellen i Jacobi z każdym odcinkiem rozkręcają się i dają upust aktorskiej fantazji.
Udaje się też porzucić tryb "przygotowanie - gag", gdyż jest kilka scen, które bawią dodatkową nutą zaskoczenia. Świetnie wypada rozmowa przygnębionego Stuarta z Penelope. Ta bohaterka zawsze nie kontaktuje, gdzie jest, a humorystyczny efekt jej krótkich wstawek nie zawsze jest udany. Tym razem jednak udaje się porządnie rozbawić.
Odcinek porusza też poważniejsze kwestie starzenia się, różnic pokoleniowych i tak naprawdę miłości. Freddie zaczyna zdawać sobie sprawę, że pomimo duchowej werwy fizycznie nie nadąża za młodszymi kolegami. Nieźle udaje się pokazać jego relacje ze Stuartem w myśl "kto się lubi, ten się czubi". W końcu dostajemy trochę emocji wymieszanych z humorem na przyzwoitym poziomie.
Vicious zaczyna mnie coraz bardziej przekonywać. Głównie przez zwiększenie liczby zabawniejszych scen, a także dwóch wybitnych aktorów, którzy świetnie się bawią, jednocześnie zapewniając nam kawał dobrej rozrywki.