Śnieżka to w największym stopniu zabawa filmową formą. Czarno-biały obraz niemy w formacie 4:3, w dodatku nawiązujący do jednej z najsłynniejszych opowieści europejskiego kręgu kulturowego. Zabawa udana, niestety nie tak wyrafinowana i pełna gracji, jak w niedawnym oscarowym "Artyście", który przetarł szlaki współczesnym filmom niemym z sentymentem opowiadającym o początkach dziedziny sztuki, jaką jest kino. Problemem Śnieżki jest rozwleczone, niespieszne tempo wydarzeń. Z początku ta stylistyka nie przeszkadza, nawiązując trochę do sączącej się opowieści słownej – jest jak bajka opowiadana przez rodziców swoim pociechom. Im jednak dalej, tym bardziej owy sposób prowadzenia historii zaczyna nużyć - jak opowieść na dobranoc, której celem jest nie tylko zapewnienie rozrywki dziecku, ale także nakłonienie potomka do pójścia spać.

Śnieżka w nowej wersji jest córką słynnego hiszpańskiego torreadora, mistrza słynnej sewilskiej areny, który podczas jednego ze swoich najwspanialszych pokazów zostaje zaatakowany przez byka, co skutkuje paraliżem jego ciała. Opiekę nad ojcem zaczyna sprawować młoda pielęgniarka, która szybko staje się także żoną mężczyzny. Dalej opowieść podąża śladami oryginalnej historii - Carmencita, bo tak nazywa się dziewczynka, zostaje zaadoptowana przez nową macochę, która nie darzy jej nawet cieniem sympatii, każąc wykonywać najcięższe prace na terenie posiadłości. Gdy kobieta ucieka się do czynów ostatecznych, Carmencita ucieka z domu, a w wyniku upadku traci pamięć i trafia pod strzechę wędrownej grupy karłów-torreadorów. Od tego momentu opowieść ponownie dotyka tematyki walk byków, w nietypowy sposób uwypuklając atuty sportu narodowego Hiszpanów. Folklor tego kraju zostaje jednak ukazany w dużym ogóle, sprowadzony w zasadzie do kilku charakterystycznych motywów, przedstawionych jednak bez pietyzmu, szczegółowości czy dozy fascynacji. Momentami wręcz pretekstowo, a nie w pełni przemyślanie.

Ciekawym zagraniem w całej opowieści jest świadoma gra z konwencjami kina niemego oraz odwołaniami do słynnej historii leżącej u podstaw obrazu. Najciekawszymi momentami są te, gdy dziewczynka słucha opowieści o Czerwonym Kapturku oraz zyskuje przydomek Śnieżka. Pokazują one, że twórcy z przymrużeniem oka traktują swój własny materiał, bawiąc się z widzem w niezobowiązującą filmową grę. I właśnie o ową zabawę w dziele Hiszpana Pablo Bergera chodzi przede wszystkim. Od strony formalnej film jest więc bez zarzutu, w klarowny sposób zarysowując historię i skrzętnie wykorzystując do tego środki stosowane w kinie niemym. Problemem jest jednak warstwa fabularna, a w szczególności zbyt wolne tempo zdarzeń, które sprawia, że poza uczuciem przyjemności z oglądania niezobowiązującej historii, widz zaczyna także nieco wiercić się w fotelu, wyczekując kolejnej sekwencji.

Dużym plusem jest dobór obsady, która przyciąga wzrok ciekawym wyglądem. W szczególności sprawdzają się aktorki wcielające się w Carmencitę, zwaną później Śnieżką – wyjątkowo urodziwe dziewczyny o bladej twarzy i kruczoczarnych włosach, których wygląd idealnie oddaje opis znany z kart baśni. Macarena Garcia oraz mała Sofia Oria udźwignęły brzemię tytułowej postaci, grając ją z gracją i wyczuciem. Równie ciekawa jest Maribel Verdu jako zła macocha, której przerysowany sposób bycia świetnie sprawdza się na ekranie w kontraście do spokoju i opanowania pozostałych postaci.

Śnieżka jest filmem przyjemnym, ciekawym i niezłym, miejscami jednak także dziełem nudnawym, bo rozciągniętym do granic możliwości. Głodnych filmowego eksperymentu zachęcam do seansu. Innych odsyłam do żwawszego, bardziej wyważonego dzieła filmowego, jak chociażby znakomitej argentyńskiej "Anteny", świetnego filmu niemego z 2007 roku, w którym w kreatywny sposób cytowano słynny obraz Fritza Langa "Metropolis". Pozostaje też ponowny seans żwawszego i bardziej urokliwego "Artysty". Śnieżka pozostanie jednorazową ciekawostką dla pasjonatów.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj