A jednak uwielbiam tę tematykę i nigdy nie powiem "dość, ileż można?". Początek trzeciego epizodu Przystani przywitałem myślą "o, duchy, świetnie!". Nie minęło wiele minut gdy okazało się, że nie one jednak będą tematem przewodnim.
"Ciężarówki". Absurdalne, by nie powiedzieć wprost - idiotyczne opowiadanie Stephena Kinga. Za sprawą komety przelatującej nad Ziemią wszystkie maszyny, urządzenia elektryczne "ożywają" i stają się krwiożerczymi łowcami ludzi. Głupie strasznie, ale King ma to do siebie, że nawet zupełnie kosmiczne bzdury umie opisać tak, że czyta się je z przyspieszonym biciem serca. Gdy fabuła nowego odcinka serialu zdawała się być jednym wielkim nawiązaniem i ukłonem w stronę wspomnianego tekstu Kinga nawet się ucieszyłem, bo takie nawiązania do twórzości pisarza bardzo mocno mnie w Przystani cieszą. Pomyślałem nawet, że oto mam przed oczyma rywalizację - Przystań' z odcinkiem "Love Machine" versus "Maksymalne przyspieszenie", czyli ekranizację "Ciężarówek", którą wyreżyserował sam King.
[image-browser playlist="609098" suggest=""]fot. ©2011 Syfy
Lekko nakreśliłem już fabułę, ale może jeszcze kilka zdań by wypełnić formalności. Na kutrze rybackim dochodzi do wypadku, ginie jeden z pracowników. Wydaje się, że ktoś kontroluje maszyny i za ich pomocą pozbywa się kolejnych osób. Audrey i Nathan dochodzą do wniosku, że za wydarzeniami może stać Louis Pufahl, mechanik, który przez lata reperował rozmaite urządzenia na wyspie. Tymczasem Audrey 2, która niedawno pojawiła się w Haven dąży cały czas do wyjaśnienia zagadki istnienia jej dwójniczki. W tym celu razem z Dukiem płynie na wysepkę, gdzie znajduje opuszczoną farmę... i gdzie dochodzi do niezwykle osobliwego wydarzenia...
"Love Machine" przez pierwsze pół godziny to całkiem dobry epizod. Oczywiście biorąc pod uwagę "ożywione" maszyny i przymykając na to oko. Muszę przyznać, że tworzenie napięcia, wywoływanie ciekawości u widza czy konstruowanie fabuły poprawiło się względem sezonu pierwszego. Podział odcinka na dwa równoległe wątki to także bardzo dobry zabieg, dzięki temu nie mam uczucia znużenia, jak to się zdarzało w zeszłym roku. Gdy jednak przyszedł czas na finał i rozwiązanie obu historii, wszystko legło w gruzach. Kończąc pierwszy akapit tejże recenzji napisałem o pojedynku twórców serialu z Kingiem. Zwyciężyli. Jednogłośnie, bezapelacyjnie, zdecydowanie i to nokautem. Udało im się wymyśleć coś jeszcze bardziej kretyńskiego. Fanfary!
[image-browser playlist="609099" suggest=""]fot. ©2011 Syfy
Przy okazji omawiania poprzedniego odcinka ubolewałem, że wątek z wprowadzeniem Audrey 2 jest nijaki, miał pierwsze mocne uderzenie by zostać całkowicie zmarginalizowanym. Przez tak małe dawkowanie tej historii wydawało mi się, że jest to temat na cały sezon a tymczasem, nagle i nieoczekiwanie, zdaje się dobiegł on końca. Przyglądając się temu miałem identyczną minę jak Audrey Parker, także kompletnie nie rozumiejąca co tu się wyprawia. Żadnego wyjaśnienia, przeciwnie, pojawiły się kolejne pytania ale odcinek kończy się tak, jakby twórcy stwierdzili, że wprowadzenie tego wątku było błędem i za pomocą chirurgicznego cięcia pozbywają się go w dwie minuty. Chociaż nie przesądzam sprawy, może jednak będzie jakiś ciąg dalszy i będę mógł z radością cofnąć te słowa.
Mimo, że niemal cały trzeci epizod oceniam pozytywnie to ostatecznie nie mogę wystawić mu dobrej oceny. Cała opowieść w finale legła jak domek z kart, a to najgorsze co może przytrafić się widzowi czy czytelnikowi. Szkoda, bo od pewnego czasu moja opinia o Przystani mocno się poprawiła, widać jednak, że ta droga, mimo, że już nie jest tak wyboista, to daleko jej do gładkiej autostrady.