Ptaki Nocy to festiwal barw, choreografia z kosmosu i muzyka nadająca tempo akcji. Jednym słowem – kawał świetnej rozrywki, której ciężko się oprzeć.
Wyobraźcie sobie wielki puchar lodowy, przepełniony kolorowymi gałkami, lukrem, bitą śmietaną, polewą czekoladową i posypką wykonaną z apetycznie wyglądającego, choć bliżej niezidentyfikowanego specyfiku. Stoi taki specjał przed Wami, jednak wy zastanawiacie się, czy po niego sięgnąć, bo w sumie nie lubicie lodów. Deser prezentuje się jednak tak wspaniale, że mimo wątpliwości decydujecie się go skosztować. Szybko zanurzacie się w smaku, który co prawda nie kryje niespodzianek, ale dostarcza wam wiele radości. Już po wszystkim, nie macie wątpliwości – ten wspaniały posiłek pozostanie wam na długo w pamięci.
Ptaki Nocy są właśnie takim cudownym, przesłodzonym, ale niesamowicie smakowitym popkulturowym daniem. Z jednej strony akcyjniak jakich wiele, z drugiej, audiowizualna perełka. Niby kino superbohaterskie, a jednak tak różniące się od tego, co do tej pory prezentowały nam mainstreamowe obrazy w tym gatunku. Ktoś mógłby powiedzieć o głównej bohaterce filmu - Deadpool w spódnicy. Abstrahując już od mało wyszukanego zwrotu, to ta teza zupełnie nie ma racji bytu. Harley Quinn to pełnoprawna protagonistka o świetnie nakreślonym rysie charakterologicznym. Tak zbudowana postać może pociągnąć cały film i rzeczywiście to robi, bo w
Ptakach Nocy jest ona praktycznie wszędzie. Tytułowa bohaterka niewiele ma wspólnego z seksistowską inkarnacją postaci z
Legionu Samobójców. W
Ptakach Nocy to silna, zabójczo inteligentna, a przy tym też niezwykle sympatyczna osoba. Nic więc dziwnego, że twórcy uczynili z niej motor napędowy obrazu.
Fabuła
Ptaków Nocy jest tak pretekstowa, jak to się tylko da. Harley po zerwaniu z Jokerem zostaje wzięta na cel przez wszystkich, którym do tej pory podpadła. W tym samym czasie na scenie pojawiają się pozostałe bohaterki. Kobiety, w świecie zdominowanym przez groźnych i złych mężczyzn, wpadają w olbrzymie kłopoty. Chcąc wyjść z nich obronną ręką, łączą siły i po kolei kopią tyłki stojącym im na drodze zakapiorom. Gdzieś w tle pojawiają się diamenty, kusze i hieny, ale tak naprawdę chodzi o ukazanie przebudzenia siostrzanego przymierza w konfrontacji z mężczyznami i ich patriarchalnym spojrzeniem na świat. Cała opowieść toczy się w rytm tego przesłania. Panie finalnie triumfują, a mężczyźni zostają dosłownie rozerwani na strzępy. Czarna Maska w ostatnich swoich chwilach mówi o opiece, karcąc Harley za jej samowolkę. Ta, porównuje go do Jokera, twierdząc, że ich zwierzchnictwo opiera się na niczym innym jak tylko na strachu. Jest w tym pewna aluzja do naszej rzeczywistości, jednak ginie ona szybko, zagłuszona odgłosem wybuchu granatu posyłającego Romana Sionisa do siedmiu piekieł.
Motywy emancypacyjne nie są tutaj ani inwazyjne, ani nachalne. Nie znajdują się również na pierwszym planie. Największą siłą opowieści jest nietypowa narracja.
Clue programu stanowią oczywiście sceny walki (do których zaraz przejdziemy), ale nie tylko one przeprowadzają widzów przez kolejne wydarzenia. Główną narratorką jest Harley Quinn i to z jej perspektywy śledzimy wszystko, co się dzieje. Protagonistka nie należy do zbyt uporządkowanych osób, nic więc dziwnego, że całość jest przedstawiana nam w bardzo chaotyczny sposób. Paradoksalnie nie jest to jednak wada, a wielka zaleta. Momentami czujemy się tak, jakbyśmy byli w głowie głównej bohaterki. Pierwsza połowa filmu to szaleńcze sprawozdanie, w którym nic nie znajduje się na swoim miejscu. Skaczemy pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami i liniami czasowymi, gubiąc co chwile punkt zaczepienia. Historia nabiera szaleńczego rozpędu, a my co rusz lądujemy do góry nogami. Całość jest jednak tak dobrze skonstruowana, że po chwilowych zawirowaniach, szybko udaje nam się złapać pion. Być może nie każdy przyjmie z otwartymi ramionami taką narrację, ale dla miłośników niekonwencjonalnych rozwiązań będzie to prawdziwa uczta, zwłaszcza że całość zostaje pokazana z tarantinowskim zadziorem.
Niezwykle istotnym narzędziem narracyjnym są tutaj sceny walk. Choreografia przeprowadza nas przez kolejne akty opowieści, stanowiąc jej najważniejsze punkty.
Ptaki Nocy to kolejny hollywoodzki film pokazujący starcia jako sztukę, na której sukces wpływa wiele czynników. Mamy tu bowiem wyczyny cyrkowe, akrobacje, efektowne mordobicie, pościgi i strzelaniny pełne ekwilibrystycznych uników. Nigdy nie byłem fanem kina akcji, a podczas oglądania starć w
Ptakach Nocy miałem permanentne ciarki na plecach. Od bitwy na posterunku policji, aż po rozwałkę w lunaparku – prawdziwa poezja kina kopanego. Motywy charakterystyczne dla obranej estetyki stają się elementami składowymi pojedynków. Dziwna broń palna i jeszcze bardziej dziwaczna amunicja, psychodeliczne zjeżdżalnie, rolki, kolorowe obuchy – wszystko to zostaje świetnie zagospodarowane przez choreografów na potrzeby urozmaicenia starć.
Walki nie prezentowałyby się tak dobrze, gdyby nie świetna muzyka. To właśnie ścieżka dźwiękowa pełni rolę kolejnego narzędzia narracyjnego. Soundtrack nie jest tak jak w przypadku
Legionu Samobójców zbiorem The Greatest Hits, który ma za zadanie przyciągnąć młodą widownię przed ekrany. Tutaj wszystko jest doskonale wkomponowane w opowieść. Całość tak dobrze współgra z poszczególnymi scenami, że momentami można odnieść wrażenie, iż bohaterki poruszają się w rytmie granego właśnie przeboju. Warstwa wizualna natomiast to druga, po roli Margot Robbie, najmocniejsza strona
Ptaków Nocy. Gotham w filmie Cathy Yan ma w sobie coś zarówno z wizerunku miasta w
Jokerze, jak i klimatu Batmanów
Christophera Nolana. Reżyserka świetnie gra kolorystyką. Gdy trzeba, rozświetla obraz ciepłymi kolorami, innym razem zanurza się w burtonowskim mroku.
Ptaki Nocy to przede wszystkim opowieść o Harley Quinn, więc nic dziwnego, że to
Margot Robbie jest tutaj najważniejsza. Pozostałe postacie, mimo że pełnią funkcje drugoplanowe, mają również coś ciekawego do zaoferowania. Łowczyni, mimo hardości i bezkompromisowości, wprowadza do filmu bardzo dużo humoru (coś w stylu marvelowskiego Draxa). Czarny Kanarek to najbardziej empatyczna postać. Cieszy powrót na duży ekran
Rosie Perez, która w
Ptakach Nocy portretuje Renee Montoyę. Wśród bohaterek mamy zarówno pięćdziesięcioletnią zmęczoną życiem policjantkę, jak i zagubioną nastolatkę – szacunek dla twórców za stworzenie tak różnorodnej drużyny. Na słowa uznania zasługuje również
Ewan McGregor wcielający się w głównego antagonistę filmu. Aktor szarżuje aż miło. Jego Czarna Maska jest kimś pomiędzy 12-letnim chłopcem a psychopatą pokroju Jokera. Takie rozwiązanie fabularne wychodzi postaci na dobre. To kolejny antagonista z filmów DC, który jest „jakiś”. Warto zwrócić uwagę na dziwną chemię łączącą Romana z Victorem Zsaszem. Jest pomiędzy nimi jakieś osobliwe napięcie seksualne, które w połączeniu z szaleństwem drzemiącym w tych antybohaterach daje piorunującą mieszankę. Detal, jednak nadający kolorytu postaciom i rozbudowujący je charakterologicznie.
Ptaki Nocy to nie jest najlepszy film na świecie. Pod względem fabularnym mamy tu do czynienia z czymś niezwykle prostym, jednak nie to jest najważniejsze. Obraz ma styl i przepełniony jest bezpretensjonalnym humorem. Wśród bohaterek znajduje się jedna z najbardziej charyzmatycznych protagonistek współczesnej popkultury, a sceny akcji to istny Mount Everest tego, co można zobaczyć dzisiaj w kinie. Filmy oparte na komiksach DC wreszcie odnalazły swoją drogę i to bardzo dobra wiadomość dla kina rozrywkowego. Ścieżka, którą podążają, jest zgoła inna od tej obranej przez Marvela.
Ptaki Nocy to rewelacyjny autorski projekt, w który serducho włożyła zarówno reżyserka
Cathy Yan, jak i Margot Robbie. Dzięki tej drugiej obraz w ogóle powstał. Cieszmy się, że wśród największych hollywoodzkich gwiazd komiksowe awangardowe treści wciąż cieszą się poważaniem. Dzięki temu możemy delektować się tak wspaniałymi wizjami artystycznymi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h