W końcu pewnego dnia zdarza się wyciek. Próbujecie go opanować, ale system bezpieczeństwa zawodzi. Zostajecie solidnie napromieniowani, ale zarząd wie lepiej: zaniża dawkę promieniowania, próbuje z was zrobić kozła ofiarnego, daje kopa na odchodne. Wiecie, że nie przeżyjecie długo, że pozostawicie rodzinę bez środków do życia. Co robicie w takiej sytuacji? Timofiej Bierezin postanowił uczynić jedyną rzecz, jaka przyszła mu do głowy: wykraść z zakładu pluton i spróbować sprzedać go na czarnym rynku.

©2012 Galapagos Films

Zarys fabuły może przedstawiać się jak materiał na niezły film akcji, lecz w tym wypadku trudno byłoby o większą pomyłkę: „Połowiczny rozpad Timofieja Bierezina” jest bowiem pełnoprawnym dramatem o nadziejach i rozczarowaniach. Bardzo szybko zresztą fabuła rozdziela się na dwa zasadnicze wątki: pierwszy, dotyczący wspomnianego Timofieja (świetny Paddy Considine), oraz drugi, którego bohaterem jest Shiv (niezły Oscar Isaac) – cwaniaczek i drobny gangster, który miał pecha sknocić jedno zlecenie i teraz musi spłacić dług. Z początku rozwijają się one niezależnie od siebie, jednak w pewnym momencie los splata drogi obydwu mężczyzn – młody gangster podejmuje się pomocy w opchnięciu radioaktywnego pierwiastka. Z pozoru różni ich wszystko: Bierezin to inteligent w sile wieku, człowiek rozważny i odpowiedzialny, którego życie zniszczył brak wyobraźni pracodawców. Shiv z kolei jest młody, chwilami bezmyślny, przekonany, że świat stoi przed nim otworem, lecz przy tym zbyt wrażliwy i słaby, by stać się prawdziwym gangsterem: brak mu bezwzględności koniecznej w tym biznesie. Kradzież plutonu i próby jego sprzedaży – przypominające tragikomiczną podróż przez w gruncie rzeczy niezrozumiały dla obydwu świat – wskaże szereg podobieństw między nimi: determinację, oddanie, zdolność do poświęceń dla bliskich, przede wszystkim jednak – poczucie rozczarowania.

To właśnie wydaje się zasadniczym tematem filmu. Owszem, bohaterowie działają z miłości, wikłają się w skomplikowane związki kryminalne, próbują radzić sobie z absurdalną rzeczywistością, przede wszystkim jednak zostają oszukani przez systemy, w jakich przyszło im egzystować. Timofieja zdradza komunizm: najpierw jego bylejakość i pogarda dla ludzkiego życia doprowadziły do napromieniowania Bierezina, potem oskarżyły o zaniedbania, by wreszcie zakpić po kradzieży plutonu – w nowych czasach nikt już nie myśli kategoriami „czerwonego guzika” i atomowego zagrożenia. Teraz nie liczy się atomówka, ale ładna buźka i zgrabny tyłek. Z kolei Shiva pokonuje kapitalizm: system wielkich możliwości i zysków, który miał przyciągać obrotnych ludzki, okazał się niewiele lepszy od poprzedniego – i tam i tutaj człowiek jest tylko przedmiotem; rządzi zamordyzm i przemoc, a kasę zarabia się spluwą i przekrętem, łupiąc głównie tych, co mają gorzej. Obydwaj stają się więc ofiarami zmian, każdy na swój sposób.

©2012 Galapagos Films

Niestety, historia ta robi mniejsze wrażenie niż powinna. Powody są dwa: po pierwsze trudno nie oprzeć się wrażeniu, że gangsterzy sportretowani w filmie są zbyt przerysowani. Wielcy bossowie upajają się swoją władzą i w swym bogactwie są groteskowi, z kolei zwykłe karki w dresach są źródłem wielu zupełnie absurdalnych scen (choćby przekarmienia psa czekoladą), które pod względem konwencji zupełnie nie pasują do tej produkcji. Zupełnie jakby ktoś wziął filmy Bałabanowa i wpakował tam słowne żarty Tarantino. Po drugie: szalenie irytujący dla mnie okazał się wątek Shiva, który w swych nieustannych staraniach znalezienia kupca ociera się o śmieszność, płaszcząc się przed gangsterami i zbierając od nich cięgi. Niewątpliwie widać tu wyraźnie jego brak predyspozycji do tej roboty i zupełne nierozeznanie w świecie wolnorynkowej mafii, ale w konfrontacji z wyważonym, przejmującym i świetnie poprowadzonym wątkiem Timofieja, Shiv wygląda naprawdę blado, a co gorsza – trudno się z nim identyfikować, współczuć mu, a tym bardziej przejąć się jego losem. A szkoda, bo choć film pod względem technicznym na kolana nie powala, to jednak chwilami świetnie oddaje klimat rosyjskiej prowincji (pomijając fakt, że wszyscy mówią po angielsku) i potrafi chwycić za gardło.

Reasumując: „Połowiczny rozpad Timofieja Bierezina” to film ciekawy, acz momentami irytujący. Dołująca atmosfera beznadziei wypływająca z wątku inżyniera często rozpraszana jest przez obojętność i rozdrażnienie, gdy na ekranie pojawia się Shiv. Jeśli ktoś jest w stanie znieść jego błazenadę i nie boi się lekko przygnębiającej opowieści o (dosłownym) rozpadzie życia, może się skusić. Ja mimo wszystko byłem lekko rozczarowany.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj