Pierwszy odcinek "Public Morals" pokazuje, że w serialu tkwi spory potencjał, ale na razie nie przekonuje, czy będzie on w stanie w pełni go wykorzystać. Recenzja nie zawiera spoilerów.
„
Public Morals” to dramat policyjny stacji TNT, który rozgrywa się w Nowym Jorku w latach 60. ubiegłego wieku. Fabuła serialu skupia się na oficerach oddziału Policji Obyczajowej, którzy poza wykonywaniem swojej pracy mierzą się także z problemami życia codziennego ówczesnej Ameryki. Niekwestionowanym ojcem i pomysłodawcą produkcji jest Edward Burns, który nie tylko występuje w jednej z głównych ról, ale także funkcjonuje jako producent wykonawczy oraz reżyser i scenarzysta przynajmniej czterech pierwszych odcinków.
Otwarcie serialu od razu rzuca nas w wir wydarzeń, pierwszy odcinek nie służy bowiem jako tradycyjny pilot, ale pierwszy z 10 zaplanowanych aktów. Rozeznanie się w fabule przychodzi jednak dość łatwo, charaktery postaci nakreślone są wyrazistą kreską, a rozgrywające się wydarzenia potrafią zainteresować. Świetnym rozwiązaniem okazuje się także osadzenie w centrum produkcji wydziału obyczajówki, a nie – po raz wtóry – wydziału zabójstw. Dzięki temu "Public Morals" zyskuje potrzebną świeżość, a w nakreślaniu kolejnych przestępstw – tym razem dotykających prostytucji, hazardu, alkoholu i narkotyków – jest potencjał na oryginalne pomysły.
Ponadto obserwujemy też indywidualne perypetie poszczególnych postaci i już pierwszy odcinek sugeruje, że serial przedstawi nam bohatera zbiorowego. Na tle całej obsady wyróżnia się jedynie wspomniany Edward Burns, który gra oficera Terry’ego Muldoona. Jego aktorska charyzma i zachrypnięty głos wzmacniają niejednoznaczny charakter bohatera, co świetnie sprawdza się szczególnie w scenach z życia rodzinnego – kazanie, które wygłasza synowi w samochodzie, to perełka odcinka.
Poza Muldoonem przedstawieni zostają także: jego partner (lekko naiwny obrońca kobiet) Charlie Bullman oraz kuzyn, Sean O’Bannon, który ściera się z ojcem i próbuje pomóc Patowi Duffy’emu – kłopotliwemu koledze, który właśnie wyszedł z więzienia. Obok nich jest jeszcze stary wyga Vince Latucci, który szkolić będzie młodego adepta, Jimmy’ego Shea, a także porucznik King i kapitan Johanson, którzy zarządzają przedstawionym oddziałem policji. Do pewnego stopnia każda z tych postaci jest istotna dla fabuły i nie funkcjonuje w oderwaniu od reszty. Sprawne wplecenie ich (a także rodzin i znajomych) w spójną sieć intryg to niewątpliwie jeden z walorów produkcji.
[video-browser playlist="737970" suggest=""]
Kluczowym atutem jest jednak moralna dwuznaczność podejmowanych przez nich działań, zasugerowana już w tytule odcinka – „A Fine Line” to bowiem symbol mitycznej granicy oddzielającej dobro od zła. Starsi oficerowie zawiązują klikę, która sprawuje porządki według własnych zasad, niekoniecznie uznając sztywną literę prawa. Przymknięcie oka na pewne wykroczenia czy też przyjęcie łapówki to dla nich chleb powszedni. W świetny i racjonalny sposób podejście to zostaje wyjaśnione w jednej z przemów Terry’ego, jednocześnie jednak bohater wyraźnie podkreśla szacunek dla czarnoskórych i tolerancję wobec homoseksualistów. To oczywiście jedyne słuszne rozumowanie, ale w kontekście serialu wyprzedzające nieco swoje czasy i zaznaczające asekuracyjnie, że produkcja naprawdę trudnych tudzież kontrowersyjnych tematów raczej nie poruszy.
Istotna jest również przedstawiona epoka, a samo jej odwzorowanie ocenić należy umiarkowanie pozytywnie. Scenografia ulic i pomieszczeń wypada wiarygodnie, świetnie wyglądają również samochody – oby jednak serial jak najczęściej rozgrywał się w prawdziwych lokacjach, wtedy to właśnie wygląda najlepiej. Przyczepić można się lekko do strojów bohaterów – garnitury (zapewne przez wykorzystany materiał) wyglądają nieco zbyt współcześnie, przez co produkcja zahacza miejscami o wizualną sterylność. Brakuje również ciekawszego doboru piosenek, który zadbałby o bardziej wyrazisty klimat, ale mimo wszystko stylistyka lat 60. jest tu odczuwalna.
Powyższe elementy będzie można doszlifować, na razie nadmienić trzeba jeszcze, że zakończenie odcinka wypada zaskakująco. Niejako składa ono obietnicę, że serial uniknie zbytnio proceduralnego charakteru i podąży za wątkiem przewodnim, który wcześniej niespecjalnie się wykrystalizował.
Czy produkcja odniesie sukces? Wymagania są spore, nie tak dawno stacja TNT emitowała przecież dość podobny tematycznie i dobrze przyjęty serial „
Mob City”, a i tak powędrował on do kosza. Przed „
Public Morals” stoi więc trudne wyzwanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h