Od poprzednio wydanego komiksu ze świata Czarnego Młota, czyli od Czarny Młot/Liga Sprawiedliwości minął już ponad rok i fani mogą z tego powodu czuć się nieco pominięci. Do tego czasu Egmont wydawał kolejne tomy z większą częstotliwością i być może nastąpił na naszym rynku przesyt i należało zrobić dłuższą przerwę. Tymczasem w USA seria i jej spin-offy jest w nieustannym rozkwicie i nic nie wskazuje na to, by jej popularność miała spadać. Mamy do czynienia z komiksowym fenomenem, podobnie jak w przypadku Hellboya Mike’a Mignoli wyklutym z głowy jednego komiksowego autora, który nieustannie zadziwia swoją twórczą płodnością. Przypomina pod względem liczby tworzonych scenariuszy dokonania Remigiusza Mroza, choć niewątpliwie przewyższa go pod względem jakości. Jeff Lemire, bo o nim rzecz jasna mowa figuruje jako scenarzysta Pułkownika Weirda, a nie jedynie jako pomysłodawca tej historii, co w świecie Czarnego Młota zdarza się coraz częściej. Pułkownik Weird jest jedną z głównych (a nawet kluczowych) postaci serii i potrzebna tu była ręka kanadyjskiego twórcy, aby w pełni zapanować nad zawiłościami fabuły, które w przypadku tego akurat bohatera są po prostu nieodzowne. O tym, że Weird jest najbardziej niezwykłą postacią ze świata Czarnego Młota, świadczy już jego nazwisko. Losy pułkownika są co najmniej dziwaczne. Możliwość przemieszczania się w czasie przestrzeni w Parastrefie nie jest jednak w żadnym stopniu błogosławieństwem, a bardziej przekleństwem, które zawiodło bohatera poza skraj szaleństwa.
Źródło: Egmont
Genezę Weirda znamy już ze stron Czarnego Młota, jednak w tej postaci i jej poszatkowanych losach musiało być coś, co wciąż nie dawało spokoju scenarzyście, że zdecydował się na jego temat powiedzieć dużo więcej. O tym, że przyjrzymy się różnym aspektom życia Weirda mówi nam już okładka, na której widzimy go w trzech wersjach wiekowych. Lemire ujawnia dużo więcej szczegółów z jego przeszłości, budując skomplikowany portret człowieka zagubionego w swoich wspomnieniach, co do których sam nie jest pewien, które z nich są prawdziwe, a które nie. Nie do końca też wiadomo, w którym momencie historii jesteśmy, czy już po finałowych wydarzeniach z głównej serii, czy jeszcze przed. Te kwestie stają się jednak mniej istotne na skutek poszarpanej fabularnie formuły spin-offa i przede wszystkim jego graficznej odsłony. Rysunki Tylera Crooka są jednymi z najlepszych ze świata Czarnego Młota i w niezwykły sposób, szczególnie w sferze kolorystyki, oddają wiele niuansów z poszatkowanej osobowości Weirda.
Podczas tej krótkiej lektury ( to raptem cztery zeszyty) zaczyna nam się wydawać, że jej fabuła to jedynie sztuka dla sztuki, która jeszcze raz korzysta z możliwości zanurzenia się bohatera w odmętach Parastrefy. Wędrówka po różnych momentach życia Weirda wydaje się nie mieć jasno określonego celu, ale na szczęście okazuje się, że to tylko pozory. Wszystko za sprawą małej pułapki zastawionej na czytelnika, dzięki której cały Pułkownik Weird okazuje się być testowaniem naszej spostrzegawczości i uwagi, a świetna konkluzja całej fabuły, choć może nie wydawać się jakoś bardzo istotna dla całości wykreowanego świata, jest niezwykle ważna dla ochrony jestestwa samego pułkownika. Finał udanie puentuje tę opowieść i udowadnia, że Lemire cały czas w pełni panował nad realiami i postaciami swojego świata. Być może fakt, że przy krótkiej historii całego uniwersum liczba spin-offów może wydawać się nam zbyt duża i czytelnik nie raz odnosi wrażenie, że powstały one zbyt szybko, ale radość z lektury, którą odczuwa się przy każdym tytule z tego świata, z nawiązką to rekompensuje. Czekamy zatem na kolejne tytuły z Czarnego Młota, najlepiej ze scenariuszami Jeffa Lemire’a.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj