Kolejny tom opowieści o zaginionych bohaterach ze Spiral City. Tym razem będą przeżywać przygody wraz z legendarnymi superherosami z Ligi Sprawiedliwości! Na farmie, gdzie są uwięzieni dawni towarzysze Czarnego Młota, pojawia się tajemniczy dżentelmen w kapeluszu. Ten sam uśmiechnięty starszy pan odwiedza Metropolis, by uciąć krótką pogawędkę z Batmanem, Supermanem i ich przyjaciółmi. Konsekwencje obu tych wydarzeń będą wręcz niewiarygodne! Zostaną pomieszane dwa światy, a zdezorientowani bohaterowie staną w obliczu wyzwań, których wcześniej nawet sobie nie wyobrażali. Kto odpowiada za ten galimatias? Czy chodzi o okrutną zabawę światami, czy też przyczyna tych zdarzeń jest ukryta znacznie głębiej? Czy ktokolwiek się dowie, o co naprawdę chodziło mężczyźnie w kapeluszu?
Premiera (Świat)
28 października 2020Premiera (Polska)
28 października 2020ISBN
9788328198920Polskie tłumaczenie
Tomasz SidorkiewiczLiczba stron
168Autor:
Michael Walsh, Jeff LemireGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Mimo że teoretycznie fabuła głównej serii dobiegła końca, nie przeszkadza to kanadyjskiemu scenarzyście nadal bawić się własnym uniwersum. W spin-offach Czarnego Młota mieliśmy już dalekie skoki zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość tego świata, ale crossover z Ligą Sprawiedliwości to jednak coś więcej. Opowieść i bohaterowie stworzeni przez Jeffa Lemire’a wskakują tym samym do superbohaterskiej pierwszej komiksowej ligi i być może za jakiś czas możemy spodziewać się w ramach tej franczyzy filmu lub serialu. Patrząc na popularność marki Hellboya Mike’a Mignoli, również wydawanego przez Dark Horse Comics, Jeff Lemire ma z kogo brać dobry przykład.
Okładka crossoveru dokładnie zapowiada, czego możemy spodziewać się po fabule. Znowu wracamy do czasów, kiedy drużyna ze Spiral City tkwiła długie lata na farmie, z tą różnicą, że w tej wiejskiej scenerii lądują tym razem bohaterowie z DC, na których twarzach widzimy szok i niedowierzanie. Natomiast Abraham Slam i spółka przenoszą się do Metropolis i jak można wnioskować z ich bojowej postawy, raczej nikt ich tam nie powitał kwiatami.
Sprawcą tego zamieszania jest tajemniczy wąsaty jegomość w kapeluszu, garniturze i aktówką u boku i jego prawdziwe zamiary Lemire przez długi czas trzyma w ukryciu. Ważniejszy bowiem w Młocie sprawiedliwości jest rodzaj zabawy superbohaterskimi kliszami, które z tej podwójnej perspektywy owocują bardzo pomysłowymi rozwiązaniami. Czarny Młot sam w sobie jest z jednej strony pastiszem, z drugiej hołdem dla klasycznych opowieści o herosach w trykotach. Tutaj zaś jest okazja do czegoś więcej - konfrontacji obu tych światów także w sferze narracji stosowanej w jednym i drugim uniwersum.
Może zabrzmiało to poważnie, a tak naprawdę crossover dzięki temu, że bohaterowie zamieniają się miejscami nabiera fabularnej i formalnej lekkości. Sypią się one-linery i zabawne sytuacje, które mają szansę wejść do klasyki gatunku. Problem z przeklinaniem na Ziemi w Uniwersum DC, scena przesłuchania uwięzionych w Metropolis bohaterów, w której pierwsze skrzypce grają seksualne aluzje, czy wątek z Batmanem, który zgodnie ze swoją naturą detektywa patroluje puste i ciche ulice miasteczka w pobliżu Farmy to creme de la creme rozbrajających pomysłów Jeffa Lemire’a. Świetna jest też warstwa graficzna, w której Michael Walsh zachował klimat podstawowej serii rysowanej przez Deana Ormstona, ale też jakby tchnął więcej życia w bohaterów Ligi Sprawiedliwości, którzy na Farmie przeżywają rozterki podobne do tych będących niedawno udziałem drużyny Czarnego Młota. Wisienką na torcie jest tutaj występ rzadko obecnej na polskim rynku Zatanny, która w parze z Golden Girl tworzy wybuchowy duet.
Młot sprawiedliwości to ledwie pięć zeszytów, które jednak dostarczają o wiele więcej frajdy niż niejedna długa historia z Uniwersum DC. Lemire’owi udało się tu praktycznie wszystko i razem z Doktorem Starem ten tom można uznać za najlepszą odsłonę wśród historii spoza głównej serii kanadyjskiego artysty. A najbardziej potencjał łączenia superbohaterskich światów jest widoczny w dodatkach na końcu albumu. Galeria ponad dwudziestu alternatywnych okładek to sam miód dla oczu i wyraźny sygnał, że z tego pomysłu połączenia uniwersów można by wyciągnąć dużo więcej. Chociaż być może najlepszy jest właśnie jednorazowy, krótki strzał, bo przy większej ilości materiału można zwyczajnie przedobrzyć. W tym przypadku Lemire idealnie trafił do celu, dając wielbicielom superbohaterskich przygód historię, do której z przyjemnością będą nie raz powracać.